niedziela, 8 czerwca 2014

Żywiecka masakra lampą UV
8 czerwca


Blisko trzy tygodnie bezczynności w domu z czego 10 dni spędzonych w gipsowym buciku dojechało mnie psychicznie.

Jak to mówią - czasami człowiek musi, bo inaczej się udusi. Szedłem nie bez obaw. Noga jednak jeszcze trochę boli i z tego też powodu odrobinę skróciliśmy planowaną trasę. Z uwagi na zajechanego psa również. I chyba też z uwagi na upał. A grzało niemiłosiernie. Całe szczęście, że Kris wymyślił start z Andrychowa o 4 rano.

Nie będę ściemniał, nie obyło się bez wtopy.

O 4:03 budzi mnie telefon od Krisa - Jedziesz??? O kurwa!!! Zaspałem. Daj mi 15 minut. 

Dobrze, że mieszkamy na tyle blisko siebie, że przy odrobinie dobrej woli moglibyśmy sobie kamieniami w okna rzucać ;)

5:45 - Start z Rycerki czarnym na Praszywkę, która to w zasadzie powinna się nazywać Parszywką. Przez te 490 metrów podejścia. Luna hasa beztrosko. Przez Przysłop Potócki uderzmy na Bendoszkę z pięknym widokiem na Małą Fatrę. Teraz na Przegibek i zasłużone z pianą. Luna hasa beztrosko, ale jakby już mniej. Zaczyna smażyć, w lesie nie idzie oddychać. Taki zaduch. Olewamy Wielką Rycerzową i mykamy niebieskim na Przełęcz Halną. Luna hasa już niespecjalnie beztrosko. Tatry na horyzoncie, Królowa Beskidów, a z drugiej strony Wielka i Mała Racza.

Przez Małą Rycerzową schodzimy na Mładą Horę. Zaczyna mi dokuczać jednak ta noga, szczególnie na zejściach, a i pies już niezbyt świeży i pełen wigoru. Decyzja. Olewamy i schodzimy w Dolinę Rycerek.

Na dole pies zajechany, ja zajechany chyba bardziej, więc Kris sadza mnie na dupie, daje Lunę pod opiekę, a sam drze z buta blisko 3 km asfaltu po auto. I tyle.

W końcu zaliczyłem Bendoszkę, na którą się już wielokrotnie wybierałem, jednak jakoś mi zawsze nie po drodze było. I git ;)
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz