niedziela, 14 września 2014

Beskid Mały pagórkowy
14 września

 


Postanowienie uzupełnienia beskidzkich, dotąd nieznanych i nieprzebytych odcinków szlaków weszło w życie. Po łańcuchowym odcinku Chocza i Czatoży tym razem przyszła kolej na zupełnie niepoznany rejon, a mianowicie pierwsze z brzegu pasemko, które wyrasta skromnie tuż obok drogi z Andrychowa do Wadowic. Człowiek z reguły zawsze machnął ręką – eee, takie pipanty – i szedł dalej i wyżej. Jakże niesłusznie…
Nowy towarzysz na szlaku – Marcin M. Za oknem busa jesień mglista i bezsłonecznie cicha. 8:40 wychodzimy z Andrychowa, wzdłuż torów, obok dzikiego sadu pachnącego nadgniłymi jabłkami. Przez Pańską Górę, obok działek i przysiółków wtłoczonych w objęcia pagórów, jeszcze niedzielnie uśpionych. Senne psy i zapach kawy nad przysiółkiem Biadaszówka… Jesienne kwiaty w ogródkach i cisza kojąca, resetująca wszelkie emocje, z dala od zgiełku, a tak od wszelkiego hałasu niedaleka…
Krótkie podejście pod Kobylnicę. Spotykamy starszego pana wędrującego po lesie dla przyjemności, krótka rozmowa na początek miłego dnia… Są i pierwsi grzybiarze, jak i pierwsze grzyby przydrożne. Nad głowami w koronach drzew snują się poranne mgły a las jeszcze zupełnie nie jesienny… Gdyby nie zapach grzybni i nieliczne pstrokate wiechcie zrudziałych liści wśród zieleni, gdyby nie rześkość w powietrzu i pajęczyny drżące od ros – nie powiedziałabym, że to jesień. Czuję ją całą sobą, na rzęsach babie lato, powietrze jest inne, mgła ma słodki smak a dusza lekko płynie w ciszę pięknego lasu…






Przekraczamy szosę na Przełęczy Biadaszowskiej i podchodzimy stromym wąwozem na Wapienną – jedyny wapienny szczyt w okolicy. Las wystrzeliwuje w górę na stromych stokach, pojawiają się opieńki… Ściółka czekoladowej barwy i zerwy skalistych płaszczowin z dwóch stron wąwozu. Pięknie i niecodziennie wygląda taka sceneria w tych niskich rejonach Beskidów. W dole płyną wonne sosny a górą buczyna karpacka. Tylko 500 m n.p.m. a rośnie tu prawdziwy bór dolnoreglowy, spowity mgłami i urokliwy, jakby za moment zza zakrętu miały wychynąć zza drzew głowy jakichś magicznych stworzeń… Jest bajkowo i mistycznie…
Na rozstaju dróg pod Panienką kapliczka na starym dębie i przystanek na ławeczce. Siorbiemy kawę i zagryzamy ciastkami. Mgła skrapla się w bezruchu. Chłód wysusza pot na koszulce. Nigdzie nam się nie spieszy – jesteśmy tu na spacerze, by odpocząć, by kontemplować ten las – coraz to piękniejszy, zarówno na kolejnym na trasie Kokoczniku, jak i dalej. Siatka z grzybami w ręku nabiera obfitości i zapach opieniek towarzyszy już do wieczora…






Przekraczamy przełom doliny w Kaczynie. Stare chaty zatopione w wiejskiej ciszy. Wąska dolina wcina się w strome wzgórza, jest tu niemal bieszczadzko… koniec świata. A potem kolejnym wąskim i urokliwym wąwozem, którym toczy się leniwie potok – w górę, stromo, coraz stromiej, nogi jak gdyby silniejsze niż ostatnio i pcha to w górę z radością. A w górę jest wymagająco i zdyszani, po jakiejś półgodzinie stajemy na Giermotce – pierwszym ze szczytów Bliźniaki – identycznych wysokościowo, identycznych kształtem – co widać dopiero z okien powrotnego busa. Niespodziewanie przez mgły prześwituje słońce i obdarza nas na moment okruchem blasku. Pogoda jest idealna na wycieczkę – chłód i rześkość, jedynie widoków brak. Ale to nic…
Na Przełęczy Panczakiewicza, skrzyżowaniu szlaków, spotykamy nielicznych ludzi i przysiadamy na popołudniowe piwko. Teraz już tylko ramię Iłowca łagodnie opadające ku dolinom i toczymy się z wolna bardziej jesiennym lasem – ku powrotowi…





W Gorzeniu Górnym spokój niedzielnego popołudnia. Wieś zatopiona pod pagórami w senności… Błogostan… Jeszcze tylko trawers przez zbocza Goryczkowca i długi marsz w dół asfaltem do Wadowic. Burczy w brzuchu. Marzenie o obiedzie i piwie rozwiewa wadowicka rzeczywistość – tylko kremówki i żadnych porządnych oznaczeń na ulicach. Zabłąkaliśmy się w końcu na dworzec, gdzie żywcem ni sklepu, ni baru, tylko hula wiatr i czekając zbyt długo na busa liczymy – 23 kilometry. A miał być mały spacer. Przepiękna trasa. I choć żadne to wysokości czy spektakularne widoki – w żyłach wibruje ożywcze tchnienie pięknych lasów nasyconych wilgocią a nogi rozchodzone coraz bardziej przygotowują na kolejną wyprawę. Może tym razem dalej i wyżej…?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz