poniedziałek, 9 września 2019

"Szlakiem dawno zdobytych już szklanic" część II
Bieszczady i Beskid Niski

9 - 20 września

Jak to się dzieje, że są miejsca, w które człowiek chce wracać wciąż i wciąż? I choć wydaje się, że je zna, bezustannie kieruje tam swą drogę, bowiem  okazuje się, że nadal tak mało o tych miejscach wie, że odnajduje miejsca kolejne, których do tej pory nie poznał... A potem następne i następne... To Wołanie, jak ja to nazywam, za tymi miejscami jest silniejsze niż inne i nie ma sensu go w sobie uciszać, bo i tak zagłuszy inne głosy. Dla nas takimi miejscami są Bieszczady i Beskid Niski. Kontynuujemy zatem wędrówkę rozpoczętą dwa lata temu...



09 - 09 – poniedziałek - Dzień 1 – Wycieraczka Day

13:10, poniedziałek. Wręczony wypis ze szpitala. 14:10, poniedziałek, godzina później. Spakowany do wyprawy samochód do zadań specjalnych (czyt. Punto-transformers rocznik 1998) i natychmiastowy wyjazd z Bielska w jedynym słusznym kierunku. Bieszczady i Beskid Niski. Czyli część druga opowieści galicyjskich według Darkheusha i Vidraru.
Nocleg zaklepany w Smerekowcu, aby podzielić odległą trasę na dwa dni. Oczywiście nie może być normalnie. Od Mszany Dolnej aż za Nowy Sącz – ściana deszczu. Nie widać nawet pasów na drodze.
Co gorsze – zaczynają nam padać wycieraczki, a tu jeszcze 200 km do celu (Ustrzyk Grn.) Jakimś ślepym trafem (dosłownie) udaje nam się dotrzeć do Uścia Gorlickiego do Bartosza w Radwanówce – googlajcie, koniecznie trzeba to miejsce odwiedzić i poznać Gospodarzy.


Zalew Klimkówka z Polany Radwanówki

Radwanówka

10 - 09 - wtorek - Dzień 2 – Coraz bliżej Bieszczadu

Z wycieraczkami, które zatrzymały się w pół szyby docieramy do Radwanówki, o poranku świat wygląda na szczęście bardziej pozytywnie. Magicznym dotykiem walczy z nimi mechanik z Uścia. Możemy jechać dalej.
Przewalamy się przez Słowację, konkretnie przez offroadowe okolice Becherova. Ciekawe, czy konstruktorzy fiata Punto przewidzieli takie terenowe zastosowania tegoż samochodu…? Szutrówa? A gdzie tam – wertepy, jakich mało, kamole łoją po nadkolach, a przecież to tylko normalna droga między wsiami.
Pogoda i światło dnia jest przepiękne. Dookoła wzgórza przetykane laskami sosnowymi i stadka krów rozleniwionych przedpołudniowym ciepłem… Panuje tu spokój i sielskość, wlewa się w duszę wszystkimi możliwymi drogami, zaczyna się jesień obrazowana przy drogach pożółkłymi liśćmi i ciszą…
Varadka - cerkiew Opieki Matki Bożej, obecnie prawosławna wzniesiona w 1924 r.





Wracamy w tereny znane i ukochane lata wcześniej. Krempna. Ostatnim razem, 2 lata temu w remoncie, dziś mamy szansę zobaczyć ją od środka, ponieważ jest otwarta. Jest to jedna z najpiękniejszych cerkwi, jakie udało nam się odwiedzić, a było ich sporo…


 Cerkiew św. św. Kosmy i Damiana 1778–1782



Ktoś kiedyś powiedział ( wiem kto, ale nie przytoczę nazwiska ani ksywy), że sama podróż jest częścią wyprawy. Istotnie. Cudowny krajobraz…
Dalsza droga prowadzi nas na wschód przez malowniczą dolinę ku Chyrowej, gdzie znajduje się Cerkiew Opieki Bogurodzicy z XVIII w., obecnie kościół rzymskokatolicki p.w. NMP. Udaje nam się wejść do środka i znów dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy dotyczących obrządku mszy (greckokatolickiego porządku świąt, m.in.)





Czym byłaby wyprawa w te rejony, gdyby nie odwiedzić kultowego wodospadu w Iwli? Dlaczego kultowego? Dlatego, że w tym uroczym miejscu kręcono jeden z naszych najukochańszych na świecie filmów – „Wino truskawkowe” Dariusza Jabłońskiego na podstawie książki „Opowieści galicyjskie” Andrzeja Stasiuka. Tam kąpała się Lubica wraz z panem posterunkowym ;) 




Czas dojrzewania...

Kolejnym miejscem na trasie (drodze dojazdowej) jest Wisłok Wielki – cerkiew św. Onufrego w Wisłoku Wielkim (1850-53).





Ostatnim punktem przystankowym na trasie w Bieszczady jest Rzepedź Cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy w Rzepedzi z 1824 r. Niestety zamknięta, ale bardzo urocza i pięknie położona, wśród lasów przedbieszczadzkich, nad strumieniem, w ciszy gór i z dala od dróg.








Teraz już tylko kilkadziesiąt kilometrów zakrętów i za szybą samochodu wyskakują znajome garby bieszczadzkich połonin. Witają nas Rawki, Wetlińska, cycki Caryny i Tarnica w tle.



Połonina Caryńska

Tarnica

Refleksje – pod sklepem w Ustrzykach Górnych nawiązują się nowe, kolejne znajomości. Tak musiało się wydarzyć, inaczej nie byłyby to „właśnie moje Bieszczady”. Pierwszy nocleg w stodole na sianie i zimno jak cholera w nocy.




11 - 09 – środa - Dzień 3 – Bieszczad nieco inny

Ileż można jeździć w Bieszczady, by oglądać tylko połoniny? Tym razem inne plany. Lecimy na Chmiel, do cerkwi (obecnie kościoła) Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja z 1906 roku. Cerkiew ta w 1968 roku miała zostać spalona na potrzeby realizacji filmu Jerzego Hoffmana „Pan Wołodyjowski”, jednak zamysł w ostatniej chwili zablokował Wojewódzki Konserwator Zabytków w Rzeszowie. Całe szczęście. Z oryginalnego wyposażenia świątyni niestety już prawie nic nie zostało, jednak sam budynek na planie krzyża greckiego i przyległy cmentarz z nagrobkami w języku starocerkiewnosłowiańskim robią wrażenie.








Kierujemy się na Zatwarnicę. Tutaj, w Dolinie Sanu, na potoku Hylatym znajduje się cudny malowniczy wodospad Szepit. Co ciekawe, sam wodospad pierwotnie znajdował się około 30m niżej, jednak w czasie budowy drogi i pozyskiwania piaskowca w tamtym rejonie przez żołnierzy KBW ze Śląska, w naturalny sposób podniósł się w obecne miejsce, w górę potoku.



Od Zatwarnicy zaczyna się offroad. Do Rezerwatu Wsi Krywe (Криве). Znajduje się tam ruina dawnej cerkwi murowanej greckokatolickiej pw. św. Paraskiewii z 1842 roku oraz cmentarz. Cerkiew położona jest w niebywale malowniczej dolinie, pośród wzgórz dawnej wsi Krywe. Wokół doliny rozległe bobrowiska i pasące się na łąkach konie, pierwsze oznaki jesieni w rudziejących liściach brzóz i czerwieniejącym dzikim winie oplatającym drzewa. Upał i cisza – wrzesień w Bieszczadach, z widokiem na wał Otrytu i leśne pagóry…

















Dwie godziny później zjeżdżamy naszym turbolotem na miejsce biwakowe w Zatwarnicy, na kawę. Myjąc kubki w Sanie budzę ogromne zainteresowanie maleńkich rybek usiłujących za wszelką cenę wpłynąć do wnętrza mytych naczyń :D



Wracamy przez Chmiel, zatrzymując się przy okazji nad punktem widokowym przy Przełomie Sanu. Jest pięknie… 





Wieczorem obowiązkowo ognisko na polu namiotowym i kiełbaska z kratki grillowej z chłopakami spod Radomia. „To właśnie moje Bieszczady”…

12 - 09 – czwartek - Dzień 4 – Polska się skończyła   

Odkładany wiecznie na później, na inny czas, na inną okoliczność, w końcu musiał się wydarzyć – a właściwie musieliśmy tam w końcu postawić stopę. Narożnik…
„Świat się kończy w Sokolikach, dalej tylko las…” (Соколіки)
Nam się skończył po kilkukilometrowej wycieczce po wertepach i kamolach w Bukowcu na parkingu. Po trzech miesiącach niechodzenia po górach przed nami 22 kilometry. Głupia baba nie zabrała kijów i klnie, ale pomijając ów fakt – jest przepięknie. Urocza dolina Górnego Sanu – po lewej już tylko i aż Ukraina, po prawej ponad polami i skoszonymi łąkami – Kińczyk Bukowski, Rozsypaniec, Halicz i Krzemień oraz malowniczo rozwalone na łąkach wały siana przygotowane do zwinięcia na kiszonkę. I pociągi mknące po ukraińskiej stronie Sanu… „Druty na granicy dzielą nacje dwie, dzieli ściana nienawiści i przeraża mnie…”








Jest i cerkwisko  w Beniowej (Беньова). Kiedyś mieszkało tutaj 617 osób. Dziś między krzyżami hula tylko wiatr i grasują wiewiórki… Jest i podstawa kamiennej chrzcielnicy z wizerunkiem ryby, pozostałość po cerkwi z 1779 roku.





Droga przez las pośród skrzypów i milczących traw, przez drewniane mostki, nad głową co chwilę przemyka sójka, kruk czy sroka… Niewielu tu dziś ludzi.




Po chwilowym wyjściu z lasu – monotonny, prawie godzinny odcinek szutrówką w pełnym upale i wreszcie rest przy wiatce Lasów Państwowych. Stąd już „tylko” jakieś 2,5 godziny do Źródeł Sanu… Po drodze Grób Hrabiny i pozostałości folwarku Stroińskich…






Po lewej otwiera się rozległa panorama na Sianki (Сянки) – linię kolejową i wieś będącą kiedyś wsią doskonale prosperującą turystycznie – było tutaj schronisko PTT, stoki narciarskie, w 1945 roku wysiedlono wszystkich mieszkańców polskiej części wsi i ustanowiono granicę pomiędzy PRL i ZSRR. Dziś nie ma już polskiej części Sianek, jest ukraińska – widoczna ze szczytu Wierszek na granicy…



Bolą nogi. Jeszcze 40 minut – mówi drogowskaz – ku umownym źródłom Sanu (które de facto znajdują się na Ukrainie). I tak se idziemy, idziemy, wlecemy i… nagle nam się Polska skończyła!...





Źródło Sanu

15 minut odpoczynku i wariacki powrót, prawie biegiem, bo robi się nieco późno, a jeszcze trzeba uzupełnić zakupy i zwieźć chłopaków spod Radomia, jak obiecaliśmy dzień wcześniej z Pszczelin. Ogólnie trasa powrotna zajęła nam niecałe 2,5 h, choć po drodze przypomina nam się pewien mem: „Gałganiarze wracają z Narożnika wieczorem. 1842 komary lubią to, 786 wezmą udział w wydarzeniu”. No k…a znowu krwawicy utoczonej… Na drodze spotykamy sznurówkę, która po pomacaniu ofukała i osyczała, po czym zwiała w trawę.



Na parkingu w Bukowcu jesteśmy o 18-tej podchodzą do nas mijani wcześniej pod źródłami dwaj plecakowcy. Czy jedziemy do Tarnawy? No pewnie, zabierajcie się. Zmęczenie jest okrutne, dziady z nas się zrobiły, głównie przez niedospanie i szarpaninę ostatniego tygodnia. Zwozimy chłopaków do Tarnawy i… wieczorem spotykamy się w Ustrzykach na polu namiotowym! Ale co na polu namiotowym – zostaje na polu namiotowym :P
Wieczór kończy się około 2:30 w nocy przy dźwiękach etno, metalu, Pink Floyd i wycia wilków.



13 - 09 – piątek -  Dzień 5 – Turystyka cerkiewna

Dzień rozpoczęty oczywiście śniadankiem na świeżym powietrzu. Kuśtykamy po wczorajszej przeprawie na Sianki jak paralitycy. Wiecznie nie po drodze było tyle ciekawych miejsc, które warto odwiedzić, do tego problemy komunikacyjne w tamtych rejonach, o których wszyscy już wiemy. Dziś mamy dzielne autko i zaczynamy:
W Procisnem przekraczamy most na Sanie, do 1951 roku byłby tu nam potrzebny paszport, choć i tak nie wiadomo, czy puszczono by nas na drugą stronę, bowiem do tego roku granica między PRL a ZSRR biegła ściśle Sanem aż za Teleśnicę Sanną. Na skutek Umowy o zmianie granic z 1951 roku, Polsce przekazano tereny o ubogich glebach i z wyeksploatowanymi złożami ropy,m.in. Ustrzyki Dolne oraz wsie - Czarna, Lutowiska, Krościenko, Bystre. Za to Związek Radziecki otrzymał w prezencie bogate w złoża węgla kamiennego na Sokalszczyźnie. Taki to odbył się deal... Ale któż wtedy sprzeciwiłby się Słońcu Narodów?
Cerkiew greckokatolicka pw. św. Michała Archanioła w Smolniku n.Sanem, obecnie kościół rzymskokatolicki pw. Wniebowzięcia NMP. Zdekompletowany ikonostas. Przepiękna cerkiew na planie krzyża greckiego z XVIII wieku, położona malowniczo na wzgórzu pod szczytem Kiczerki. Uroku temu miejscu dodaje słoneczność i cisza, w której słychać jedynie brzęczenie pszczół z sąsiedniej pasieki.







Kierujemy się na wschód, między rozłożyste wzgórza, łąki i pastwiska, gdzie rozleniwione upałem wylegują się łaciate krowy i to już jest absolutny koniec świata, zadupie, jakich mało, kilka domów na krzyż ale za to takie perełki jak...
Cerkiew Narodzenia Bogurodzicy w Michniowcu – dawna cerkiew parafialna greckokatolicka, wzniesiona w 1863 roku, obecnie kościół rzymskokatolicki. Wyróżnia się ciekawą architekturą, podobnie jak stojąca obok dzwonnica. Spójrzcie sami...





Kilka kilometrów dalej wznosi się równie piękna cerkiew św. Michała Archanioła w Bystrem – dawna filialna cerkiew greckokatolicka, zbudowana w 1902 roku. Od 1951 roku świątynia nieczynna kultowo. Część jej oryginalnego wyposażenia została przeniesiona do muzeum w Łańcucie, by zapobiec kradzieżom. Jest to największa pięciokopułowa cerkiew na terenie Bieszczadów.





Niedaleko obu wsi - Michniowca i Bystrego leży osada Lipie. Do 1981 roku tutaj również znajdowała się cerkiew, równie piękna jak poprzednie opisane wcześniej, od XVII wieku wciąż rozbudowywana i upiększana. W nocy z 17 na 18 maja 1981 roku spłonęła. Zachowało się jedynie część blachy z dachu świątyni a dzięki staraniom grupy Magurycz, dbającej o cmentarz przycerkiewny i nakładem sporej pracy remontującej pozostałe krzyże i nagrobki, możemy zobaczyć dziś tyle z cerkwiska:







Zmieniamy kierunek i zmierzamy tym razem na zachód, drogą 894 ku Solinie. Widokowymi serpentynami pomiędzy pasmem Otrytu i pasmem Żukowa docieramy do wioski Polana. Założona w XV wieku wieś  była jedyną w głębi gór miejscowością, w której większość mieszkańców stanowili Polacy. Pierwszy kościół rzymskokatolicki w Polanie datowany jest na koniec XVII wieku. Ufundował go ówczesny właściciel wsi Franciszek Urbański, drewniany kościół był jednocześnie dworską kaplicą. Kilkakrotnie przebudowywany, przetrwał obie wojny światowe, niszczeć zaczął ostatecznie po 1949 roku, kiedy z dachu zdjęto blachę na potrzeby budowy świetlicy. Dziś zachowały się jedynie zarośnięte chaszczami fundamenty świątyni oraz kamienna dzwonnica. 




Nad ruiną czuwają majestatyczne lipy stanowiące pomniki przyrody i drzewiasta młodzież :P




Kawałeczek dalej w Polanie stoi maleńka cerkiew greckokatolicka pw. św. Mikołaja datowana  umownie na rok 1790, co oznaczałoby że jest to najstarsza zachowana cerkiew w Bieszczadach. Miejscowa tradycja głosi, iż wzniesiona została na przełomie XVI i XVII wieku jako kaplica dworska właścicieli ziem, którymi byli wówczas Urbańscy. Nie jest może obiektem zachwycającym jak inne cerkwie odwiedzone na naszych szlakach, ale jest ważną częścią historii tego terenu i zamieszkującej go ludności.





Im bardziej zbliżamy się do Jeziora Solińskiego, tym większa się robi komercha. Jaka tu różnica pomiędzy tymi dzikimi i zapomnianymi zadupiami bieszczadzkimi! Tylko karczmy, zajazdy, hotele i miliony reklam przy drodze. Tutaj chyba wieczorem żaden wilk nie zawyje...
Skręcamy do Górzanki, dawna cerkiew greckokatolicka pw. św. Paraskewy datowanej na 1835 rok, znajduje się na niewielkim wzgórzu, w otoczeniu starych dębów, przy drodze prowadzącej z Wołkowyji do Baligrodu. Od roku 1948 jest użytkowana jako kościół rzymskokatolicki - najpierw filialny a od 1969 jako kościół parafialny pw. Wniebowstąpienia Pana Jezusa. Wewnątrz znajdują się fragmenty rzadko spotykanego ikonostasu w formie płaskorzeźbionych figur. Ikonostas ten początkiem XX wieku został zakwestionowany przez biskupa jako niekanoniczny - w myśl zasady że ikonostas powinien składać się z ikon malowanych, wykonanych wg ściśle przestrzeganych reguł. Nakazano go rozebrać, co stało się w roku 1912.








Ostatnim dziś obiektem na trasie jest murowana cerkiew greckokatolicka p.w. Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny w Baligrodzie. Została wzniesiona w 1829 r., a odnowiona i przebudowana w roku 1928. Prawdopodobnie podczas owego remontu została wzniesiona drewniana kopuła. Obecnie cerkiew znów jest w remoncie, więc nie wejdziemy do środka.



T-34 na rynku w Baligrodzie

Zaczyna robić się późne popołudnie. Pragnienie kawy jest potężne. Zajeżdżamy do wiatki Lasów Państwowych położonej za miejscowością Buk i jak tępe dzidy nie potrafimy znaleźć drogi na Łopienkę (ruiny cerkwi) oraz przegapiamy skręt na Rezerwat Sine Wiry. Cóż - upał, zmęczenie, niedospanie i 170 km za kółkiem robi swoje. Wracamy na pole namiotowe.

14 – 09 – sobota - Dzień 6 - Przerzutka, czyli Niski powitać czas...

Można by tu siedzieć i zwiedzać, łazić gdzie dusza i nogi poniosą, ale mamy jeszcze plan bojowy na drugi tydzień pobytu, wyczekiwany od dwóch lat. Zanim jednak wyruszymy ostatecznie i pożegnamy Bieszczady, mamy do wykonania misję specjalną w Cisnej. Kto nie był w kultowej Siekierezadzie - niech żałuje, kto był - ten będzie wiedział, jak wspaniale było poznać Rafała Dominika i otrzymać od niego pamiątkę. Siekierą pisaną :)



W drodze do Jaślisk, którym chcemy poświęcić kolejne swoje 6 dni życia, zahaczamy o Smolnik nad Osławą - stoi tu murowana cerkiew greckokatolicka pw. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja z 1806 roku (niestety zamknięta),a szkoda wielka, bowiem posiada cenną i bogatą polichromię oraz przepiękny ikonostas. Następnym razem...






Po drodze mamy jeszcze jedną nieodwiedzoną cerkiew w drodze do naszego miejsca kaźni - Radoszyce. Radoszycka cerkiew przyjęła wezwanie św. Dymitra i pochodzi z roku 1868. Poprzednia świątynia natomiast została datowana na połowę XVI wieku! Przed cerkwią murowana dzwonnica.





Dojeżdżamy do Jaślisk. Nocleg oczywiście u Państwa Lorenców.



Kto nie był w Jaśliskach - niech natychmiast się wybierze. Nie ma tam cudów architektury czy specjalnych atrakcji, jest za to przebogata  historia, której najlepiej posłuchać z ust Pana Stanisława Lorenca. I są tam najżyczliwsi ludzie na świecie - spotkać można ich pod sklepem, z butelką piwa bądź (wieczorem) wódki. I nie są to pijackie gawędy, lecz rozmowy o wszystkim - o życiu tu i tam, o podróżach, o okolicy, o ludziach... W skrócie powiem, że po kilku dniach powiedzieli nam, że jesteśmy mieszkańcami Jaślisk, tak dobrze się z nami rozmawia. Nie umiem wyrazić wszystkich uczuć związanych z pobytem tam i wszystkimi znajomościami zawartymi i przypomnianymi sprzed dwóch lat.
Mały spacer na rozruch kości- Kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej z 1732 r.

 




 

Wieczór powitalny w Jaśliskach zostaje oczywiście okupiony dużymi dawkami (nie wszyscy) specyficznych napojów o intensywnym smaku i woni, uścisków, powtórnych spotkań, wspólnego rapowania na środku rynku i innych głupot, ale to już trzeba przeżyć samemu, by to wszystko móc opisać...

15 - 09 – niedziela - Dzień 7 – U Braci Słowaków

Przelatujemy przez Przełęcz Dukielską i nagle znajdujemy się w innym, odmiennym świecie… Tutejsze cerkwie w porównaniu np. z „naszymi” (np. pod patronatem Unesco) jak np. w Świątkowej Wielkiej czy w Brunarach Wyżnich jawią się jak kapliczki przydrożne. Nic dziwnego, nie dla 600 osób były stawiane, a dla zaledwie 100… Tyle osób liczyło tamte społeczeństwo.
Teraz będzie fotorelacja
Cerkiew p.w.Opieki Bogurodzicy w Nižnym Komárniku – 1938 rok






Pomiędzy Przełęczą Dukielską (Vyżnim i Niżnim Komarnikiem) można spotkać pamiątki po ciężkich walkach z II wojny światowej...


 

Cerkiew pw. św. Mikołaja w Bodružalu 1658 rok, wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.






I prawosławna.



Cerkiew św. Michała Archanioła w Príkrej 1777 r.




Cerkiew Opieki Bogurodzicy w Korejovcach 1764 r.





Krajná Porúbka,cerkiew pw Narodzenia Bogurodzicy 1918 r.





Hunkovce - cerkiew p.w. Najświętszej Marii Panny z końca XVlII w.





Krajné Čierno. Cerkwie prawosławne pw. s Bazylego Wielkiego z 2016 i 1930 roku.




I unicka pod tym samym wezwaniem z roku 1730.




Wracamy na polskie tereny. Po drodze zgarniamy do Tylawy parkę turystów wracających z Rumunii. Jak miło spłacać dług autostopowy zaciągnięty  tyle razy w tych stronach (29 razy w 2017 r.)...
Zaglądamy teraz do Królika Wołoskiego... Ruiny cerkwi w Króliku Wołoskim pw Przeniesienia Relikwii św Mikołaja z 1843r.





Potem wizyta w Króliku Polskim- kościół rz. z XVIII w. p.w. Narodzenia NMP.





Bałucianka cerkiew z 1820 r. p.w. Zaśnięcia Matki Bożej.








Głód zajrzał do dupy, więc zawijamy o pole biwakowe Stasianie pomiędzy Daliową a Tylawą, by wykorzystać naszą kratkę grillową i ugotować sobie brawurowo zupę z torebki. Gdyby kto chciał przybyć na biwak - miejsca w cholerę i kilka palenisk, wiaty do spania i tylko trzeba tolerować bliskość drogi...Tu także ma początek (bądź koniec) szlak "Na Źródliska Jasiołki".



Na koniec zaglądamy pod cerkiew św. Paraskewii w Daliowej (1933 r). Udało nam się również wejść do środka, lecz nie ma tam kompletnie nic. Kilka krzeseł, ołtarzyk, dwa święte obrazki i krzyż na ścianie. Smutne i przygnębiające robi to wrażenie w ogromnym wnętrzu splądrowanej świątyni, która służyła po II wojnie światowej miejscowemu PGR-owi.








16 – 17 – 18 – 09 – Dni 8,9,10

Z powodu zdupiałej pogody zajmowaliśmy się głównie sprzątaniem po imprezujących przez weekend rowerzystach, rzucaniem zapałki Zeusowi, przeszkadzaniu Panu Lorencowi w oglądaniu siatkówki  i - co  tu wiele mówić – zacieśnialiśmy znajomości z miejscowymi…

19 – 09 – czwartek - Dzień 11 – Jasiel

Rozpogodziło się. Wynudzeni, wsiadamy w samochód i jedziemy do Woli Wyżnej. Tą samą drogą, którą 2 lata wstecz tuptaliśmy objuczeni ciężkimi worami. Tą samą – a jakby nie tą samą, bo suniemy nowiutkim asfaltem. 5 km od Jasiela zostawiamy auto na śródleśnym parkingu i ruszamy. Jest cicho, słonecznie i spokojnie. Przychodzą na myśl wspomnienia sprzed dwóch lat. To była niezła partyzantka… Nie spotykając żywego ducha, docieramy do cerkwiska w Jasielu a dalej na opustoszałe pole namiotowe…

 






Cerkwisko w Jasielu



Pomnik poległych WOP-istów

Jasiel


 Powrót tą samą drogą.

 

Najlepszy chleb świata - z piekarni w Jaśliskach
 

20 – 09 – piątek – Dzień 12 – Zyndranowa

Ostatni dzień przed wyjazdem to przeniesienie się do Zyndranowej, gdzie jesteśmy umówieni ze znajomymi podążającymi na Ukrainę. Nikomu chyba, kto tam zawitał, nie trzeba mówić jak miłe i gościnne jest to miejsce. Wieczór w malutkiej kuchni pełen opowieści i zapachu grzybów.



A w sobotę trzeba niestety wrócić do rzeczywistości...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz