sobota, 1 sierpnia 2020

Gorczańskie lato
1 sierpnia

Piątek. Bo jeszcze we czwartek oczywiście nic nie było wiadomo o jakimkolwiek i gdziekolwiek wyjeździe. Telefony. Potwierdzenia. Szczegóły trasy, noclegu, punktu spotkania sobotę. I tak uformowana Grupa Szybkiego Reagowania zaplanowała w kilka minut wypad w Gorce. Pech niestety nie opuszcza Mirka i Jego samochodu i tym razem lecimy we czwórkę, plus pies.






Dzień zapowiada się gorący, choć wczesnym porankiem jest chłodno. W Ochotnicy Górnej pod sklepem dojadamy śniadanie i gotujemy drugą kawę, czekając na Iwonę i Petra. Znad lasu wygląda na nieboskłon wielka biała chmura. Nic jednak, przynajmniej na razie nie wskazuje na jakiekolwiek pogorszenie pogody.
W sile czworga wyruszamy doliną potoku Jamne żółtym szlakiem. Początkowo asfaltem. Dookoła łąki pełne kwiatów, zwariowane motyle i swojski smród gnojówki.




Wchodzimy w las, który wspina się wyżej i wyżej, jedni polują na słodkie maliny przy szlaku, inni na znikome grzyby. Koło schroniska „Gorczańska Chata” tylko przechodzimy, nie zaglądając do środka. Przypomina się, kiedy byłam tu ostatni raz – w 1998 roku z wariacką wycieczką zorganizowaną z ówczesną ekipą licealną, w błocie po kolana i zlani do majtek deszczem. A dziś jest pięknie i słonecznie, humory dopisują, przyroda wyciąga do nas przyjaźnie rękę.
Nieco wyżej ponad „GoChą” pierwsze widoki na nasz dzisiejszy cel – Gorc (1228 m npm). Mój kolejny nie zdobyty dotąd szczyt. Idziemy ramieniem Przechybki (Przechyby), by po chwili dotrzeć do pierwszej z licznych bacówek gorczańskich na Zoniowskiem, z widokiem na pasmo Lubania i Magurek z drugiej strony.



Gorc
Gorc

Polana Zoniowskie i Magurki w tle

Fot. Iwona Obara

Fot. Iwona Obara


Pod kapliczką na Zoniowskiem spotykamy kilku obładowanych betami młodych harcerzy z opiekunem. Odtąd będziemy się z nimi przez część trasy mijać na szlaku. Im wyżej w górę, tym ładniejsze widoki. Gorczańskie hale płyną po horyzont malowany chmurami, w głębi hal porośniętych obficie borowinami i ziołami przycupnięte rozkraczone, wiekowe bacówki – jedne jeszcze całkiem w dobrym stanie, inne obrócone prawie w pył…







Przy jednej z nich przysiadamy na chwilę odpoczynku. Szeroka hala pod Przechybą z kojącym widokiem na góry. Trochę ludzi, jednak jakoś nikt nikomu nie wchodzi w paradę. Pies dostaje głupawki, wali bezwiednie zwłokami w trawę i turla się dookoła. Chyba podoba się wycieczka i te góry ;)



Nasze miejsce odpoczynku

Gorc





Idziemy przez ukwiecone łąki pachnące obłędnie kwiatami i latem, białe jak śnieg margerytki wystawiają pyszczki do słońca, połacie dziurawca i werbeny, fioletowe chabry driakiewniki osaczone przez motyle i trzmiele, purpurowe mieczyki, na których dostrzegamy rzadkiego pięknego motyla kraśnika sześcioplamka (rozmył się na zdjęciu niestety) – kwiaciarnia i apteka w połaciach traw do kolan… A do tego poziomki, borówki słodkie od soku i maliny. Jest cudnie.



Kraśnik sześcioplamek






Ostatnie podejścia pod Przysłop Dolny, gdzie krzyżują się szlaki – na Turbacz w jedną, na Gorc w drugą stronę. Trzech zagubionych harcerzy pyta o drogę na Bene. Nie zatrzymujemy się tu, w morzu borowin, zbyt wielu tu ludzi na odpoczynku.


Przysłop Dolny



Chyba pierwszy raz w Gorcach nie musimy przeskakiwać błotnych otchłani, ziemia zeschła na wiór z odbitymi weń śladami butów czy rowerowych zygzaków. Idąc lasem nie odczuwa się gorąca, jednak gdy tylko otwiera się nad głową przestrzeń, żar leje się bezlitośnie na głowę. Akurat w momencie, kiedy trzeba wykonać ostateczne podejście pod interesujący nas szczyt. Przy chwili wytchnienia obracam głowę – Tatry stoją na horyzoncie rozmytym w słońcu murem, nad który wiaterek studzący pot na czole napędza wałki chmur. A dalej płynie Beskid Sądecki, płynnie przechodząc w płaski, rozległy Beskid Niski. Na pierwszym planie Lubań z kolejną, charakterystyczną dla Gorców wieżą widokową. Ostre szpikulce obumarłych świerków wycelowane w niemożliwie błękitne niebo. Wierchy płyną po horyzont, zbocza upstrzone złotymi plamami hal, tak charakterystycznych dla tej grupy górskiej. Prawie na każdej z nich – bacówka.





W końcu teren wypłaszcza się a tuż za murem drzew „nasza” wieża – na Gorcu. Cel osiągnięty.



Jaworzyna Kamienicka, Babia Góra, Kudłoń

W stronę Beskidu Sądeckiego i Niskiego

W stronę Mogielicy



Chwila odpoczynku w cieniu wieży. Zagęściło się trochę od turystów. Jakiś długowłosy luzak wyciąga z plecaka pęto kiełbasy, kostkę sera i chleb w całości i zagryza jedno, drugie, trzecie, zapijając jogurtem. Wygląda to, jakby nie jadł tydzień ;) Pies ładuje baterie, cień działa ożywczo i po odpoczynku można ruszać w drogę powrotną, a jest jej jeszcze trochę.






Pojawia się zmora turysty – biegacze górscy, co prawda już wcześniej gdzieś tam przemykali, ale teraz, na zielonym szlaku przez Hale Gorcowskie obok Bazy Namiotowej, robią się uciążliwi, bo zamiast podziwiać sobie cudne widoki, trzeba co chwilę schodzić im ze ścieżki, co byśmy się wszyscy o siebie nie pozabijali. Na szczęście Darek znajduje rozwiązanie i od pewnego momentu porzucamy szlak i kierujemy się przez Jaworzynkę Gorcowską i od tej pory mamy święty spokój, całe góry bez żywej duszy pod nogami (wyłączając mumię żaby na ścieżce), ciszę, spokój, wspaniałe łąki pełne kwiatów, kolorów i zapachów, cichy las i malownicze zielone bagienka, którymi zachwyca się Iwona.






Ostatni odcinek, czyli zejście właściwie na azymut polną drogą daje popalić. Miejscami stromo, co dla gotujących się w butach stóp nie jest zbyt przyjemne, do tego w niemiłosiernym upale popołudnia. Rześki wietrzyk gdzieś się ulotnił. Światło wydobywa ze wszystkiego żywe kolory i kontrasty powodując, że wszystko dookoła – góry, niebo, wieś w dolinie, kwiaty przyszyte do łąk i nasze postacie wyglądają jak z kreskówki. Jeszcze chwila i wychodzimy między domami wprost na rozgrzaną patelnię szosy i to dokładnie na nasze samochody. Jakąż niewymowną ulgą było zdjąć wreszcie buty…







Ostatnie zakupy przed udaniem się na nocleg, oczywiście z udziałem namiotów i ogniskiem. Pozytywne spełnienie dniem objawia się zmęczeniem i pieczeniem powiek. Kiełbaski wchłonięte z przyjemnością, pies tradycyjnie wyleguje się tuż przy ogniu, nam pozostają jak zwykle długie rozmowy i plany na kolejny wspólny wypad.
Udany piękny dzień gorczańskiego lata…





Fot. Iwona Obara

Fot. Iwona Obara


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz