Zaciekawieni pewną relacją na forum gorybezgranic.pl czym jest owa "opuszczona" baza namiotowa pod Jaworzyną postanowiliśmy to sprawdzić organoleptycznie.
Ale od początku. Rozkład jazdy na DA Żywiec jak zwykle dał dupy. Bus zamiast do Korbielowa Krzyżowek wywozi nas do Kamiennej i... koniec trasy. A w rozkładzie stało jak byk Korbielów Krzyżówki - w soboty!!! Mała "rozróba" z kierowcą i chłopina stwierdzając: "Pani, mi płacą za godzinę" zawozi nas na Krzyżówki na końcowy przystanek
Teraz chcemy się dostać bez znaków na )( Półgórską. Tak to sobie wymyśliliśmy. Są trzy drogi. Którą wybrać? I tu pomocny okazuje się tubylec, który wskazuje nam właściwą ścieżkę. Żeby nie było normalnie zaczyna siąpić. A pod butami mlaszcze błotko (3 godziny wcześniej nad Żywiecczyzną przeszła potężna burza). Burczy jeszcze gdzieś od Pilska. Po chwili przekonujemy się, że idziemy dobrze. Jak mówił tubylec - musimy minąć opuszczony, zawalony dom na tzw. Turniach.
Kawałek wyżej grzyb darkheush spotyka w borowinach kumpla
Gdy wychodzimy w okolicę )( Półgórskiej świat jakby nabierał barw, a ostatnie pomruki burzy milkną daleko za Pilskiem.
Im bliżej wieczoru tym piękniejsze widoki wokoło. Jest nawet Her Majesty ubrana w fajną chmurkową czapeczkę.
W ładnym przedwieczornym świetle podchodzimy pod Jaworzynę uważnie rozglądając się za tajemniczymi znakami mającymi nas doprowadzić do tajemniczej bazy, którą opisywał Pudel. Na szczycie Jaworzyny nagle z lasu słychać potężne ujadanie. Głuchaczki? Rzut oka na GPS - niemożliwe - za daleko.
Po ok. 10 minutach okazuje się, że trafiliśmy zgodnie z planem. Baza Jaworzyna. Choć wstępny plan zakładał nocleg na Głuchaczkach to z uwagi na zbliżające się po raz kolejny złowieszcze chmury, tłumy walące na Głuchaczki, zaproszeni na kawę przez Gospodarzy, decydujemy się na pozostanie na nocleg właśnie tutaj. Okazuje się to doskonałą decyzją ale o tym później.
Co do samej Bazy. Jest ona własnością prywatną Pana Janusza. Stworzona została 3 lata temu z myślą o organizacji obozów harcerskich (Janusz w harcerstwie służy od lat kilkudziesięciu). Baza działa nieprzerwanie w okresie wakacyjnym (my właśnie trafiliśmy na przygotowania pod przyjęcie grupy dzieciaków), a poza sezonem w weekendy od maja do końca września. Można tam nocować jednak należy uszanować to, że priorytetem są dzieciaki. Opłaty nie są pobierane lecz w dobrym guście jest odpracowanie noclegu na rzecz Bazy, bądź wolny datek na jej rozwój. Każdy jest mile widziany. Poza sezonem dostępna jest tylko wiatka kuchenna, palenisko i woda.
Instalujemy się w bazowym namiocie. Potem kawusia w kuchni, piwko i rozgadany z Gospodarzami wieczór. Bazowe psy, czyli owczarek środkowoazjatycki o wdzięcznym imieniu Skaut (jakieś 70 kilo szczeniaka) oraz Tola (jakieś 10% i wagowo i objętościowo Skauta) wesoło rozrabiają. Janusz mówi, że Skaut tak chyba dziś mocno rozrabia bo, tu cytuję: "Nie przyniósł w zębach ze szlaku żadnego turysty"
Wieczór zamienia się w noc rozświetloną pełnią księżyca, w lesie pohukują sowy, lampa naftowa zaczyna przygasać, oczy się same zamykają, cisza aż w uszach dzwoni. Dobranoc.
Zamiast budzika Skaut Od samego rana przestawia wszystko, co tylko napotka na swojej drodze. Nas idących na śniadanie również. Tola węszy za mięskiem, które mamy na śniadanie.Pakujemy graty. Aż nie chce się stąd odchodzić, taka tu cisza, spokój i świetni bazowi. Aż się wierzyć nie chce, że to dosłownie 50 metrów od szlaku.
Czas pożegnań i ruszamy w trasę. Przynajmniej pogoda rozpieszcza. Nie ma duchoty dnia poprzedniego, od ziemi bije chłód, a na szlaku pusto. Do czasu. Mijamy tabuny wracające z Głuchaczek i cieszymy się, że nie wybraliśmy ich na nocleg.
Krok za krokiem podchodzimy wśród dojrzałych borowin do miejsca, które zaplanowaliśmy na obiad. Mędralowa. Fajnie tu
Z jednym małym wyjątkiem. Co chwila zjawiają się jakieś pierdzikółka. A poza tym jest pięknie i mamy gości na obiedzie.
I nawet przychodzą po dokładkę
Abyśmy pozostawili po sobie porządek, tu posłużę się cytatem.
"Nad wszystkim czuwa gospodarz domu, nie da on krzywdy zrobić nikomu, zawsze pomoże o każdej porze, o mój Boże"
Czas troszkę zaczyna gonić. Wpierw wbijamy na "słowackie" oznaczenie szczytu Mędralowej, które najwyższym punktem nie jest. Ale to ich "Slovenský Severný Pól". Różnica 16 metrów.
Potem do krzyżówki z zielonym z pięknym widokiem na Babią...
... i dalej kosząc czosnek niedźwiedzi w stronę Hali Kamińskiego i )( Klekociny.
Upał staje się okrutny i mamy nadzieję na jakieś piwo w Zygmuntówce na Klekocinach. Ale tu już może oddam na chwilę głos Darkowi.
Pamiętacie zapewne Panowie sokół,Vis i kris75 nasze spotkanie między Klekocinami i Jałowcem w 2013 roku. Mówiłem wtedy, że moja noga więcej na Zygmuntówce nie postanie. Kłamałem - w tym upale przemożna chęć napicia się zimnego piwa zwyciężyła. Wtedy potraktowano mnie dość opryskliwie. Teraz... Odbiliśmy się z vidraru od drzwi. Zamknięte na głucho. Od Koszarawy Bystrej szło dwóch turystów również z zamiarem wstąpienia do tej "stacji turystycznej" i na wieść, że zamknięte pada takie zdanie. Cytat: "To po chuj on się reklamuje od samego dołu".
W tym wypadku odwrót - kierunek Wełcza, jedyne logistyczne rozwiązanie, choć perspektywa dymania ok. 5 km końcówki asfaltem nas trochę przeraża. Jednak uśmiech się do nas los. W Wełczy pierwszy kciuk i gość zawozi nas do Zawoji Centrum. A potem to już luz. Sucha Beskidzka, Żywiec i dom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz