niedziela, 27 kwietnia 2025

Gra w kolory
27 kwietnia, Beskid Śląski

 


Wiosna walnęła z hukiem. I z całym swoim temperamentem. Długie dni, słońce, deszcz, wszechobecny pęd do życia. Wolny dzień, prognozy rewelacyjne, więc nie ma cienia wątpliwości co do tego, jak i gdzie go spędzić. Magurka Radziechowska łaziła mi po głowie już od dawna, jako że byłam tam tylko raz – w liceum, a dodając do tego pasmo Cienkowa, które wiecznie nie po drodze – wychodzi sympatyczna kombinacja na niedzielę. No to w drogę…
Radziechowy, chwila po ósmej rano. Na łąkach brodzą bociany. Pieje kur. Ćwierkają wróble. Kierowca MZK, zamknąwszy za mną drzwi, przycina komara. Rześka słoneczność, bezludność, ukwiecone ogródki i płachta błękitu nad głową. Ruszam z kopyta, by jak najprędzej pokonać fragment asfaltu prowadzącego na Matyskę, Golgotę Beskidów, która wyrasta z morza zieleni. Z góry spływają tarasy, które pamiętam sprzed lat a u ich stóp pasą się krówki.





Znienacka zatrzymuje się przy mnie czerwone cinquecento i… oczom nie wierzę… Za kierownicą  Kasia, którą w Dzień Kobiet spotkałam na szlaku na Przysłopie Cisowym i spędziłam chwilę na Jaworzynie! To naprawdę niewiarygodne, że spotykamy się ponownie, nie mając ze sobą żadnego kontaktu. Jakiś znak?... Jej ekipa ma inne plany niż ja, więc tym razem wymiana numerów i – ruszam przed siebie. Na jednym drzewie jednocześnie rozkwit i młodość egzystuje z przemijaniem…




Przysiółek Suchedla rozgdakany, rozszczekany, gulgocący i pachnący dymem. Tuż za nim wchodzę w las i po chwili docieram do wiatki na łące kaczeńców. 15 minut na szybką bułę z turbo-serkiem i łyk kawy. Przyjemne miejsce.







Zaraz za wiatką chwila stromego podejścia. Nie wiem dlaczego, rozpędziłam się (znowu) i na finiszu brakło tchu. Gna mnie siła pozytywnej energii i właściwie nie wiem, po co ja tak lecę, mam kupę czasu, ale samo jakoś tak wychodzi. Na skraju lasu dwa szczygły walczą w locie o szyszkę. Znad Skrzycznego wieje ożywczy wiaterek, jest przyjemnie.
Wiosna dostała pierdolca. Kolory są tak jaskrawe, że aż pali w oczy. A droga jest bajeczna. Wąska ścieżka klucząca wykrotami pośród dwumetrowych drzewek, oszałamiająco zielonych młodych brzóz i modrzewi. Wokół płożą się równie oczojebne morza borowin i długich, ostrych trawek i już oczami wyobraźni widzę pośród nich żółte kleksy maślaków – za niedługo… Przedzieram się przez tę gęstwinę z radością.






A zaraz za rozszalałym zielenią młodnikiem wstaje nieco wyższy las, taka szkoła średnia i wspina się zboczem Jaworzynki. Zbliżam się z wolna ku Hali Radziechowskiej, pojawiają się ludzie. Z każdym kolejnym krokiem coraz mocniejszy wiatr i coraz rozleglejsze widoki… Zakładam kaptur i następuje wyliczanka…


Hala Radziechowska

Beskid Żywiecki (w stronę Wielkiej Rycerzowej), Wielki Chocz i Mała Fatra

W stronę Wielkiej Raczy, z tyłu Kl'ak w Wielkiej Fatrze Luczańskiej

Babia Góra

Na Hali dopada mnie znienacka psiak, biały border collie w złote i czarne ciapki, z niebieskimi oczami. Dopada mnie i kładzie patyczek pod nogami. „Rozumiem, że mam teraz rzucić?” „Została pani wybrana!” – śmieje się pańcio. „No to dla mnie zaszczyt!” Rzucam, Kredka wraca, i tak parę razy. Faktycznie wygląda jak namalowana kredkami przez jakieś nadpobudliwe dziecko. Fajowa jest, w końcu zalega a ja mogę napić się kawy w cieniu drzew.





Płyną sobie góry i płynę sobie ja, ku szczytowi Magurki Radziechowskiej i nie mogę się nasycić kolorami, jakie prezentuje sobą górski świat. Mogłabym tu przesiedzieć do nocy, na tych skałach z widokiem na wszystko. Przypomina się zabawa z dzieciństwa w „farby”. 
- Puk, puk.
- Kto tam?
- Żydek.
- Co chciał?
- Farbę.
- Jaką?
I się goniło farbę dookoła trawnika i nierzadko bloku, w zależności od tego, kto miał więcej pary i sprytu. A ja jako element średnio sprawny fizycznie, ale za to uzdolniony plastycznie, byłam gospodarzem nie do pokonania, wymyślając takie kolory, że Żydek musiał sporo się namęczyć, żeby trafić właściwą. Dzisiaj Żydek jest niepoprawny politycznie, dzieci bawią się w Aniołka czy innego Diabełka. I niezmiennie od lat najlepszym użytkownikiem wszelakich farbek jest Natura…





Magurka Radziechowska




Odcinek między Magurką Radziechowską a Magurką Wiślańską to chyba jeden z najpiękniejszych w Beskidzie Śląskim. Jeśli nie – rzucajcie we mnie kamień. I – o dziwo – przez kilkanaście minut udaje mi się być na nim całkowicie samej! Generalnie, tłumów póki co nie ma. Po lewej Barania, po prawej Skrzyczne i to tam się wszystko teraz kotłuje. Przez chwilę przychodzi mi do łba, że zbyt wcześnie się uporam z dzisiejszym planem trasy, ale nie mam zamiaru zamieniać go na powyższe, co to to nie. 


Hala Barania z bacówką


Magurka Wiślańska

Barania Góra

Beskid Żywiecki, na ostatnim planie Niżne Tatry




Magurka Wiślańska. Klapię na trawkę na 10 minut. „Pani uważa na żmije!” Przyjemne ciepło, sama wygrzewam się jak żmija. I dalej na północ, jeszcze chwila i na Gawlasim odbijam na żółty. Od razu robi się cicho i bezludnie. Chwilę później wyłażę na Cienkowie Wyżnim i trochę mi się tu nie podoba – autostrada, kupa ludzi, rozczarowujące to. Przy bufecie z żarciem śmierdzi na kilometr fryturą. Dziarski piesek wielkości królika podejmuje nieudolną próbę przerażenia mnie na śmierć swoją postacią. Uciekam do wiatki i wyciągam prowiant. Dłuższa przerwa.
Generalnie ładnie tu. Jeszcze ładniej na szerokich, widokowych polanach pomiędzy Cienkowem Postrzednim a Niżnim, opiewanym w relacjach na forum GBG z zachwytem – i słusznie. Łąki wyszyte kleksami mleczy, ładna panorama okolicznych pasm zamykających się wokół dolin Wisły, stare chaty… Ale oczywiście można to najzwyczajniej i klasycznie po polsku spierdolić i wystawić karczmy, wyciągi, wylać betony i niech się dzieje piniondz… Ech…





Przy bacówce lekko zmęczony Minionek




14:45. Teraz już tylko w dół. Nie mam ochoty tkwić tu w tych ludziach. Szkoda, że nie ma jakiegoś sensownego przedłużenia tej trasy, poszłabym jeszcze z dychę górami. Ale cóż, kalkuluję, że jak przycisnę, zdążę na wcześniejszy pociąg. Więc cisnę. Zanim wejdę na rozpalony do czerwoności narastającym upałem asfalt w Wiśle, lecę przez szalony las. Jest pięknie…




16:06. PKP Wisła Kopydło. Plan dnia bardzo sprawnie wykonany. Bardzo pięknego dnia. Życzę sobie więcej takich dni. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz