7:00... Po dniach senności, deszczy, szarości
i fatalnego samopoczucia wyglądam za okno, a tam szalony błękit i kwiaty na
drzewach owocowych. Świeża zieleń traw i chłodny wyż poranny. Przez moment
rozleniwienie przy porannej kawie - iść? Nie iść? Zwycięża pęd do słońc i
soczyście nasyconego barwami świata.
8:40, dworzec PKP w Bielsku-Białej. Prawie
pusty. Tłusty gołąb zdaje się być bardziej znudzony niż garstka pasażerów
błąkająca się po peronie.
Śnieg spełza z gór malowanych sangwiną i
sepią. Światło poranka wydobywa z obskurnych podwórek koloryt i życie... W
Węgierskiej Górce ołowiane niebo, słońce i chmury. Kwitną forsycje i drzewa
owocowe. Pani w "Żabce" życzy mi miłej wycieczki. Pusta droga,
kłaniam się starszemu jegomościowi z rowerem. Tuż przy forcie niespodzianka -
oczom nie wierzę: na drogę wychodzą Suchy, Pudel i ich dwaj kumple. Idą przez
Abrahamów na Rysiankę. Dołączam do nich i śmiejemy się ze zbieżności tych
spotkań z Suchym - rok temu pod Pilskiem, trzy tygodnie temu ja z Kingą, jego
dziewczyną...
Chłodny wiatr studzi rozpaloną słońcem skórę.
Wznosimy się ponad pola i nieco industrialny krajobraz Węgierskiej Górki.
Piękny i rozległy stąd widok na Beskidy, jeszcze nie okryte pluszem, ale już
nie zimowe. Błoto na drodze, młoda zieleń pączkujących krzewów... Zawrotne
tempo silnej męskiej ekipy wymusza na mnie decyzję - idźcie, ja tu przyszłam na
spacer, odpocząć, zapatrzeć się w świat dookoła, a nie gnać do upadłego.
Przypomnieć sobie szlak sprzed 15 lat, albo raczej ujrzeć go na nowo...
Węgierska Górka |
Romanka w tle |
Chłopaki mkną do góry a ja przysiadam na
zarastającej polanie przy zamkniętej drewnianej szopie, schowana przed
wszystkimi i popijam kawę uśmiechając się do słońca. Senność, zmęczenie po
pędzie ostatnich kilku dni. Tak dobrze...
Cisza leśnego duktu... Polany i hale
skłaniające się pomiędzy pasmami lasów w doliny. W nich przycupnięte stare
chałupy i małe szałasy. Błękitna kapliczka przydrożna jako symbol Beskidów...
Wiatr niesie mnie ku przysiółkowi Abrahamów, który usiany jest nowymi domkami i
starymi chałupami. Taka cisza i spokój niedzielnego popołudnia, że nawet
rozleniwionym kundlom nie chce się mnie obszczekiwać.
Idę wolno przez las pachnący ściółką,
przeskakując błota i gałęzie po wyrębie. Słowianka. Błoto przyozdabiające
obuwie i malownicza, pordzewiała budka telefoniczna w krzakach. Kilka osób
przed stacją turystyczną. Prowizoryczny obiad w scenerii jak z opustoszałego,
górskiego skupu złomu. Marzną dłonie. Przyglądam się wyniosłemu masywowi
Romanki, wrastam w tę ciszę i myślę, by wrócić tu i zaszyć się na dzień, dwa...
Na Słowiance |
Budka telefoniczna na Słowiance |
Leniwa słoneczność i zmęczenie kierują mnie w
dół ku Żabnicy. Nieznany szlak wita stromym zejściem i przepięknym lasem
kłaniających się miękko świerków. Dolina Suchego(adekwatnie) jest urocza.
Płynie wartko potok, z którego wyrastają drzewa i wspinają się na brunatne
brzegi. Zapomniany a cudny zakątek Beskidów.
W Żabnicy Skałce ciche popołudnie. Konie w
stadninie, wesołe młode chłopaki, lekko podchmielone. Odważnie biorę z buta
niekończącą się dolinę w towarzystwie nadzwyczaj głupiego, półślepego kundla z
tendencjami samobójczymi. Ciepło spływa w otwierającą się dolinę i odparza
podeszwy stóp na asfalcie. To nic, bo nie wiedziałam, że w Żabnicy jest taki
ładny drewniany kościół.
Niebo ołowieje i w Bielsku spływa ponurą
szarością. Przed oczami kwiaty, błogi spokój, podładowane baterie. Więcej
takich spacerów. Zwłaszcza samotnych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz