niedziela, 15 marca 2020

1111 powodów przeciwko niewychodzeniu z domu - Jałowiec
15 marca


Dzień po wycieczce na Leskowiec. Parcie na góry jest. Bo i pogoda sprzyja. Wczorajszy wiatr gdzieś sobie uleciał, zapowiada się o wiele cieplejszy, przyjemny i słoneczny dzień. Trzeba to koniecznie wykorzystać.
Wyruszamy ze Stryszawy – Matusy. W dolinie zimno, trawy i liście przy gruncie oszronione po przymrozku a na potoku lodowe dzwonki sopli. Chłodny granatowy cień przemykający między drzewami a kilka kroków dalej plama ciepłego, ożywczego blasku słonecznego. Przy drodze wawrzynki wilczełyko – naturalne leśne perfumy. Przysiółek Siwcówka bezludny, szczeka jakiś pies w podwórku. Kolory poranka coraz bardziej nasycone a niebo jak z obrazka - błękitne i bezchmurne.


Klasztor Sióstr Zmartwychwstanek - Siwcówka

Stryszawa

Podejście pod Kolędówki – pachnie las, trociny na składowisku drewna, zacieniona ścieżka miejscami jeszcze oblodzona. Trawersujemy szczycik Solisko (nazwa ta, podobnie jak Solnisko, wzięła się od określenia miejsca, gdzie w górach wystawiano dla owiec lizawki solne) i chwilę później pojawia się na horyzoncie okno w środku lasu a do niego zagląda ośnieżona i skąpana w słonecznym blasku Babia Góra.


"Dwa piwa proszę!"





Na Kolędówkach cisza i spokój. Sielskość górskiego przysiółka w najpiękniejszym wydaniu. Długie cienie kładą się na ścieżce, słońce smaży w nos, czuć wiosnę, choć wyższe partie gór jeszcze w śniegu. Do schroniska na Opacznem nie zachodzimy, bo i tak pewnie  jest zamknięte a poza tym go nie lubimy.  Może przez czas kwarantanny zdążą tam w końcu posprzątać. Chociaż wątpliwe. Ostatnim razem w kiblu zamiast papieru toaletowego wisiała pajęczyna a teraz papieru w sklepach deficyt, więc…


Kolędówki


Jałowiec z Opacznego

Babia Góra i Pasmo Polic

Babia Góra

Podejście na Jałowiec w rozmiękłym śniegu i błotku. Zza drzew i ramienia Babiej wygląda Hruby Wierch i kawałek Krywania oraz Beskid Wyspowy. Sama kopuła podszczytowa zawsze mnie urzekała, zwłaszcza zimą – palisada strzelistych bukowych pni wbita w niewzruszoną, opalizującą biel śniegu, niebo bez chmurki, ciepło z góry a odziemi ożywczy chłód. Przewija się trochę ludzi, ale to pewnie 1/30-ta tego, co byłoby tu dziś gdyby nie covid-19.







Wreszcie szczyt, lekki wiaterek i olbrzymia plama słoneczności. Pies wygrzewa się, zalegając w suchych trawach. Kanapeczka, kawa, łapczywe chłonięcie ciepła i spokoju. Udana niedziela…






Schodzimy niebieskim szlakiem. Stromo i ślisko, Felek wpada w zaspę rozmiękłego śniegu aż po zęby. Pod górę ciągną zasapane osobniki. Kierujemy się ku Przełęczy Cichej. Niespodziewanie przegrywam z grawitacją i zaliczam glebę na błotku. Trudno, zawsze powtarzałam, że jak się wraca z gór czystym, znaczy, że wycieczka nie była udana…
Na Cichej cisza jak makiem zasiał. Piękne miejsce… Podchodzimy pod ruiny posterunku granicznego III Rzeszy. Strażnicy pilnowali górskiego odcinka nowej granicy pomiędzy wcieloną do Rzeszy Ziemią Żywiecką, a Generalną Gubernią, przy okazji ograniczając wzajemne kontakty miejscowej ludności.








Pierwotnie chcieliśmy odwiedzić Chatkę Na Adamach zrobić tam sobie ognisko, uznajemy jednak, że to bezsensowny pomysł i kierujemy się wprost pod Opuśniok. Drogę przecina nam samotna sarna, co na moment wzmaga czujność naszego górskiego psa. Na skraju ścieżki ślady po lisach a w lesie słychać wreszcie ptaki. Zataczamy z wolna kółko, przez przysiółki Lechówka i Wsiórz a stamtąd takie widoki malowane światłem popołudnia…


Dzwonnica loretańska na przysiółku Wsiórz

Beskid Wyspowy w tle


Babia Góra

Spotykamy starszego pana, który szuka swojego psa. Przy okazji opowiada nam, jak to odwiedził go rano sąsiad „Taki nawalony, że ani nie pamiętał później, że u niego był”. Krótka rozmowa, przebiśniegi przy szlaku a w gąszczu opodal ścieżki chowa się w zeschłe liście spłoszony zygzakowaty ogon… Przyroda ostatecznie się obudziła…
Na końcu szlaku krokusy w zagajniku. Niestety wyszły nieostre na zdjęciach.
Zrzucamy kurtki, ciepłe i przyjemne beskidzkie popołudnie niedzielne i udany spacer w pięknych okolicznościach przyrody. Teraz tylko tradycyjnie obiad z grilla, bo niedziela musi pachnieć dymem z ogniska! Do następnego!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz