Aganiok

     To wszystko wina Pepika. Zorganizował w starej leśniczówce pijacki zjazd turystów beskidzkich. Stara gwardia licznie odpowiedziała na zew a my byliśmy z Kacprem, Kanadyjczykiem i Pawełkiem tuż po powrocie z Bieszczadów, zaopatrzeni mocno w trójnogiego misia, czyli wino ”Bieszczady”. Aganiok pojawiła się ni stąd ni zowąd, namówiona przez ojca, który tłumaczył córce, że skoro zarejestrowała się na forum górskim, to powinna na zlot pojechać, tam na pewno pozna fajnych ludzi, którzy dużo po górach chodzą, będziesz sobie córuś chodziła z nimi. Jakież było jej rozczarowanie, kiedy zobaczyła bandę zachlanych mord, jakiegoś debila grającego na gitarze „Whisky” Dżemu a nad ranem Kacpra ustawiającego swoje święte totemy z puszek po piwie na podłodze koło śpiwora. W góry oczywiście nikt nie poszedł ani tamtego wieczoru ani o poranku.
    Jakimś cudem udało mi się Aganioka kilka tygodni później namówić na wyjście w góry. Bezszlakówką. W myśl hasła „wszystkie drogi prowadzą na Potrójną” spotkaliśmy  się na szczycie z niejaką Jagodą. Następnie zerwał się deszcz. Po deszczu na niebo wyszła tęcza a my udawaliśmy scenę z Titanica, kiedy to Kate Winslet i Leonardo di Caprio stoją na dziobie statku i trzymają się za ręce. Znużeni wieczorem w towarzystwie Leszka i Rewolwera poszliśmy spać w schronisku.
    Majowy świt był bardzo chłodny. Wstaliśmy o czwartej i poszliśmy na szczyt Potrójnej. Stał tam namiot Rewolwera. Aganiok w milczeniu podziwiała panoramę Tatr. Ja robiłem zdjęcia i tak sobie w milczeniu podziwialiśmy te góry dookoła nas. Zmarzło mi to dziewczątko, zresztą ja też przypominałem kostkę lodu.
    Tak się rodzą przyjaźnie na lata. A reszta niech pozostanie milczeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz