Drwale

    
Wielki był człowiekiem sporych rozmiarów, adekwatnych zresztą do swojej ksywy. Wielkie też były jaja, które potrafił odpierdolić. A to kiedyś po tygodniowej pijaczce wylądował z kumplem w jego domu i zafascynowani smakiem taniego wina poszli w zakład. Pościągali buty i skarpetki. Te drugie zaczęły służyć za pociski. Rzucali nimi w drzwi pokoju a zakład szedł o to, która się na dłużej do nich przyklei. Innym razem po jakiejś imprezie wpadł mu do głowy pomysł aby śpiącego kumpla ogolić. Tak pół twarzy. Jakież było Witka zdziwienie kiedy wracając rankiem do domu zobaczył swe przepite, na wpół łyse odbicie w sklepowej witrynie.
    W końcu Wielki postanowił się ustatkować. Wiek już puszczał. Założył rodzinę, dorobił się potomstwa i wyremontował starą chałupę po dziadkach. Jednak trzeba ją było czymś ogrzać, a że las tuż za płotem...
    Pojechał z sąsiadem capkiem zaopatrzony w przyczepkę spory kawałek do lasu nad domem. Za pomocą piły spalinowej i siekiery  przyczepka prędko zaczęła pękać w szwach. Jako że Wielki lubił przy robocie golnąć co nieco, tak więc szybciutko osuszyli zawartość butelki o pojemności jednego litra. A był to napój swojskiej roboty.
    Sąsiad zasiadł za lejcami capka i ruszył w dół a Wielki zasiadł na przyczepce celem asekurowania towaru. Dojechał prawie do domu Wielkiego gdy w kieszeni zabrzęczał mu telefon. Było już ciemno.
    - Pieter przyjedź po mnie, spadłem z przyczepki.
    - Ale gdzie jesteś?
    - W lesie.
    - Coś konkretniej?
    - Yyyyy OK, ciepło jest, rozwidni się to jakoś dojdę do domu. Nara...
    Nie kradnijcie drewna z lasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz