Grzybobranie

    
Jesień nastała mleczną szarugą. Na spanie wybraliśmy ponad stuletni szałas pasterski na wybitnej beskidzkiej polanie, który służył zmęczonym wędrowcom od dawien dawna. Dziś już tam nie można kimać. Drzwi zamknięte na kłódkę, jednak ta noc pozostanie w mej pamięci na zawsze.
    Zwaliliśmy się tam grubą ekipą, watra i umilacze dnia rozweselały nasze dusze i ciała, okazało się, że jedna współtowarzyszka niedoli obchodzi akurat dziś urodziny. W jednej chwili szałas zatrząsł się od gromkiego "Sto lat!!!". Nie wiedzieliśmy, że to początek nadchodzącej z doliny zagłady.
    Łomot do drzwi. Konsternacja!!! Zwalniamy zabezpieczony od wewnątrz rygiel i na klepisko wtacza się trzech przemoczonych i przemarzniętych do szpiku kości kolesi.
    - Możemy się ogrzać i zrobić jakąś zupę?
    - Jasne, rozgoście się.
    Nocni przybysze ściągają z siebie mokre łachy, z plecaków wypadają wiktuały a na stole ląduje tajemniczy koszyk z grzybami, z których to gotują zupę. Szamają i po kilku minutach za pomocą niedawno ściągniętych z siebie mokrych łachów zaczynają się bronić przed ciemnością.
    - Ty!!! Patrz!!! Zielony smok w różowych skarpetkach!!!
    - E, nic tam nie ma.     
    - Jak nie, jak jest!!!     
    - Dobra, chodźmy na fajkę przed szałas.
    Nagle zza przymkniętych drzwi chaty rozlega się dziki wrzask.
    - Ja pierdolę!!! Węże, dzikie węże!!!
    Bladym świtem budzi mnie notorycznie powtarzający się trzask migawki aparatu. What the fuck??? Wychodzę przed szałas i widzę Łukiego fotografującego gęste zwały mgły oplatające polanę.
    - Co ty robisz? - pytam.
    - A tak se wciągnąłem trochę zupki na śniadanie, bo zostało, i teraz robię cykl zdjęć.
    - Jakich? Czego? - zastanawiam się patrząc w mglistą i beznadziejną szarość.     
    - Nie widzisz? Cykl będzie się nazywał "Wyścigi Owczarków Podhalańskich We Mgle".
    Ręce mnie opadły…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz