Dobrych kilka lat temu wędrując przez Beskid Niski nie miałem świadomości, bo i skąd, gdzie jestem. Wówczas jeszcze traktowałem góry bardzo przedmiotowo. Wejść, przejść, zaliczyć. Ważne były dla mnie kilometry a nie to, jaka historia wiąże się z ziemią, na której odciskam ślady moich vibramów.
Nie inaczej było tamtej upalnej jesieni. Żar lał się z nieba, woda w bukłaku na wykończeniu, ostanie piwo niesione z mozołem w plecaku zamieniło swą zawartość na kropelki potu na czole jakieś dziesięć kilometrów wcześniej. Nagle, pośrodku doliny, która wydawała się nie mieć końca, uwagę moją przykuła maleńka, niepozorna tabliczka przybita do powyginanego czasem buka.
Napis na niej brzmiał „Cerkwisko”.
Skręciliśmy z utartego szlaku w las i nagle znaleźliśmy się z Jurkiem jakby w innym świecie. Pośród starych lip stały łemkowskie, kamienne nagrobki, na których ponad sto lat temu ktoś wprawną ręką mistrza kamieniarstwa wykuł precyzyjnie cyrylicą imiona, nazwiska i daty. W centralnym miejscu polany można było odnaleźć kamienną konstrukcję, coś na wzór podmurówki. Jak się później dowiedziałem, była to faktycznie podmurówka XVIII-sto wiecznej, drewnianej cerkwi, która służyła mieszkańcom doliny jeszcze jakieś 70 lat temu. Mniej więcej w 2/3 jej długości stał wbity w ziemię, toporny brzozowy krzyż. Stojąc tuż obok niego nie miałem pojęcia, że jestem w miejscu, w którym niegdyś znajdował się ikonostas.
Dwa lata później odwiedziłem znów to miejsce. Tym razem z Barbarą. Prawie nic się nie zmieniło. Te same pokryte mchem i rdzą nagrobki i łamane krzyże, ta sama podmurówka cerkwi. Jedynie przyroda coraz mocniej poczęła zagarniać w siebie to miejsce. Przymknąłem oczy… Tu był babiniec, dalej nawa główna z tetrapodem a zaraz za ikonostasem, który mogłem sobie jedynie wyobrazić – swiatyłyszcze – czyli sacrum, do którego wstęp miał jedynie kapłan sprawujący nabożeństwo.
Dopiero kiedy wyszliśmy z cerkwiska i usiedliśmy na balach drewna zwiezionych przez robotników leśnych, by napić się kawy, uświadomiłem sobie, czym różni się ten zapamiętany sprzed dwóch lat obraz od dzisiejszego.
Nie było już tylko tego zbitego z czterech brzozowych gałęzi krzyża na miejscu ikonostasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz