Beskid Niski, Sądecki, częściowo Bieszczady. Te ostatnie już oferują całą masę knajp, gdzie można usiąść kulturalnie i wypić piwo. My jednak wolimy usiąść na ławeczce pod sklepem. W Beskidzie Niskim to standard, tak z tyłu bądź z przodu sklepu wyrastają prawdziwe zakątki kulturalne dla lokalnej społeczności. W Beskidzie Niskim tych sklepów jak na lekarstwo a niektóre czynne tylko dwie godziny rano i cztery pod wieczór, żeby chłopy mogły na piwo zajrzeć. Podczas naszych wojaży zaglądamy na przysklepia i my a lokalni patrioci przyjmują nas jak swoich. I nie ma odstępstwa od reguły – przyszli, to trza traktować jak swoich. Są rozmowy i pełna integracja i nikt nie patrzy z ukosa, że my turyści.
Beskid Sądecki – Rytro. Mijamy w drzwiach sklepiku pana z flaszką piwa.
- A wy gdzie? – pada pytanie.
- Jak to gdzie, po piwo!
I tak poznajemy czwórkę lokalnych zakapiorów.
- Wy to tacy fajni jesteście, o wszystkim da się z wami pogadać – mówią.
- A wy gdzie? – pada pytanie.
- Jak to gdzie, po piwo!
I tak poznajemy czwórkę lokalnych zakapiorów.
- Wy to tacy fajni jesteście, o wszystkim da się z wami pogadać – mówią.
Beskid Sądecki – Łomnica Zdrój – przez pogawędki z miejscowymi ucieka nam autobus. I tak nagle wszyscy wiedzą gdzie leży Bielsko-Biała, a nawet Kęty czy Andrychów.
W Uściu Gorlickim na stacji benzynowej rozmawiamy z grzybiarzami o cenach grzybów w skupie – a oni tam koszą na worki.
W Wyszowatce zagadują nas – a chce się wam z takimi bagażami iść? Jeden młody siada na krześle tyłem do nas i od razu zbiera opierdol od starszego, że tak nie wypada. Piwo leje się strumieniami.
Ustrzyki Górne – poznajemy sympatyczną parę spod białoruskiej granicy, ot przysiedli się. Przegadaliśmy tam dwa wieczory.
W Uściu Gorlickim na stacji benzynowej rozmawiamy z grzybiarzami o cenach grzybów w skupie – a oni tam koszą na worki.
W Wyszowatce zagadują nas – a chce się wam z takimi bagażami iść? Jeden młody siada na krześle tyłem do nas i od razu zbiera opierdol od starszego, że tak nie wypada. Piwo leje się strumieniami.
Ustrzyki Górne – poznajemy sympatyczną parę spod białoruskiej granicy, ot przysiedli się. Przegadaliśmy tam dwa wieczory.
Wola Wyżna – pod sklepem reperujemy taśmą montażową i klejem mojego rozpadającego się buta. Przyglądają się temu górale. Jednego z nich kilka dni później spotykamy na przysklepiu w Posadzie Jaśliskiej. Poznaje mnie po bucie.
I chyba najważniejsze w tej opowieści – Jaśliska. Zmoknięci jak kury docieramy do wsi i kwaterujemy się. Leje kilka dni, więc chodzimy na piwo pod sklep. Dosiadamy się do miejscowych i rozmawiamy o wszystkim i niczym, o tym jak tu się żyje – powoli i spokojnie. Po spędzeniu czterech dni na takich rozmowach znamy się już chyba z całą wsią. I za każdym razem kiedy wracamy do Jaślisk, machają do nas już z daleka – te same znajome twarze.
- O, wy znowu tutaj?
Znowu, bo uwielbiamy wracać w to miejsce, gdzie nie brak sympatycznych ludzi zawsze chętnych do rozmowy.
- U nas jest nowy dzielnicowy, gówniarz nie pozwala pić piwa pod sklepem.
- A w Moszczańcu to pozamykali pijanych rowerzystów.
Ze wszystkich przysklepi lubię właśnie najbardziej to Jaśliskie. Tutaj czuję się jak w domu, między swoimi. Każdemu życzę takich opowieści.
I chyba najważniejsze w tej opowieści – Jaśliska. Zmoknięci jak kury docieramy do wsi i kwaterujemy się. Leje kilka dni, więc chodzimy na piwo pod sklep. Dosiadamy się do miejscowych i rozmawiamy o wszystkim i niczym, o tym jak tu się żyje – powoli i spokojnie. Po spędzeniu czterech dni na takich rozmowach znamy się już chyba z całą wsią. I za każdym razem kiedy wracamy do Jaślisk, machają do nas już z daleka – te same znajome twarze.
- O, wy znowu tutaj?
Znowu, bo uwielbiamy wracać w to miejsce, gdzie nie brak sympatycznych ludzi zawsze chętnych do rozmowy.
- U nas jest nowy dzielnicowy, gówniarz nie pozwala pić piwa pod sklepem.
- A w Moszczańcu to pozamykali pijanych rowerzystów.
Ze wszystkich przysklepi lubię właśnie najbardziej to Jaśliskie. Tutaj czuję się jak w domu, między swoimi. Każdemu życzę takich opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz