Sianokosy

    Babka mieszkała nieopodal chałupy, przy Polanie, na której zwykła wypasać krowy. Towarzyszyła jej nieodłącznie wierna suczka o prawdziwie męskim imieniu – Pimpek. Oprócz Pimpka był jeszcze Azor, który wyjadał z upodobaniem jajka spod kur niosek. Z Azorem jako chłopiec biegałem godzinami po górach, nigdy nie gubiąc drogi powrotnej w gościnne progi domu Babki. Mleko prosto od krowy smakowało po takich wojażach jak najlepsze delicje, a zsiadłe można było nożem kroić. Niezapomniany smak dzieciństwa spędzanego na łonie natury, wśród złotych pól i szumiących wysokimi trawami łąk. 
    Kiedy nadeszła pełnia lata i pora sianokosów, do Babki schodzili się studenci z pobliskiej chałupy, by pomagać przy robocie i cała Polana rozbrzmiewała śmiechem i gwarem pracujących ochotników. Pewnego lata było jednak inaczej. Z doliny przyszedł student Jędrek z ręką w gipsie. Chłop nie mógł wytrzymać bezczynności, przyglądając się jak inni pracują. Wymyślono mu zatem misję specjalną – bierz Jędrek plecak i zapieprzaj na dół do sklepu po jabcoki a z pustym plecakiem ani się tu nie pokazuj. Jak postanowiono, tak uczynił. 
    Dwie godziny później pojawił się z powrotem i w trosce o schłodzenie w upalny dzień markowego alkoholu, postanowił złożyć depozyt w tak zwanym korycie, czyli miejscu u źródła, w którym Babka poiła krowy po zejściu z Polany. Po zakończonej przy sianokosach pracy, spragniona ekipa ruszyła do źródła, po czym jakież było ich zdziwienie, gdy odkryli, że na całej szerokości koryta pływają odklejone etykietki po tanim winie. Babka również miała nie lada zagwozdkę, bowiem biedne krowy zegnane z pola nie miały gdzie ukoić pragnienia. 
    Uczta rozpoczęła się natychmiast. Stopniowo towarzystwo zaczynało coraz lepiej się bawić i tracić percepcję. Podchmielony Wojtuś obiecał Babce, że napoi biedne krówki. Wziął z sieni wiadro z wodą i podążył chwiejnym krokiem do stajni. Podetknął krowie wiadro pod pysk, jednak ta nie wyraziła zainteresowania. Trzasnęła w Wojtusia cholera. Niewiele się zastanawiając, chlusnął krowie wodą prosto w mordę, wyrażając dobitnie swe uczucia filozoficzną sentencją ogólną: 
    - Jak kurwa nie chcesz pić, to się przynajmniej wykąpiesz! 
    Po czym cisnął wiadro w kąt stajni i poszedł do koryta pić dalej. Przy korycie natomiast impreza ani myślała się zakończyć. W tango poszła nawet Babka, co mogło się zakończyć nieco dramatycznie, gdyż podczas wieczornego dojenia pomyliła sobie krowę z bykiem. 
    Nie ma już naszej Babki. Nie ma koryta i Polana zarosła. Chata stoi jeszcze, lecz kto inny w niej mieszka. W pamięci pozostaje jednak radość tamtych dni, zruganie za pozostawienie grabi do góry zębami na Polanie, smak taniego wina z goździkami grzanego na piecu i nostalgia za czasami, które już nie powrócą i ludźmi, którzy rozeszli się po świecie i zaświatach…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz