sobota, 10 sierpnia 2019

Opuszczone dwory ziemi raciborskiej i Rezerwat „Łężczok”
10 - 11 sierpnia

Pomysł zrodził się w głowie naszej koleżanki Izy, pasjonatki odwiedzania miejsc tajemniczych i opuszczonych, która już trochę podobnych obiektów ma „na koncie”. Ziemia raciborska obfituje w tego rodzaju „straszne dwory”, zrujnowane i zapomniane przez ludzi i czas. Jest to zarazem straszne i smutne, że mało kto pamięta o tych porzuconych i niejednokrotnie będących prawdziwymi perełkami architektury budowlach o niebywale zmiennej historii.  Niewiele z nich ma to szczęście, że nagle ktoś sobie przypomina i postanawia odrestaurować.
Tak więc, zarażeni ideą weekendu „z duchami”, pakujemy manatki i ruszamy.

 



Na pierwszy ogień idzie pałac w Rzuchowie, miejscowości położonej ok. 8 km za Raciborzem. Rok 1888 to data ukończenia budowy pałacu przez Heinricha Himmla, który był jego pierwszym właścicielem. Długo jednak nie nacieszył się obiektem, ponieważ zmarł. Pochowany został w grobowcu przypałacowego parku. Kolejnym właścicielem był Joachim von Klutzow, który popadłszy w długi  utracił własność na rzecz Skarbu Państwa Polskiego. Zniszczony podczas II wojny światowej pałac, obecnie jest remontowany, co niewątpliwie cieszy.






Jedziemy do Tworkowa (gmina Krzyżanowice niedaleko Raciborza), gdzie stoi zrujnowany, potężny pałac (także w remoncie). Najstarsze fragmenty zamku pochodzą z wieku XIV, dopiero w XVI w. przebudowano go w stylu renesansowym. Jego początki mają miejsce, gdy wieś przechodzi w ręce rodziny Tworkowskich. W wieku XV pałac przechodzi kolejno z rąk do rąk,by w wieku XVI trafić do  Wiskoty von Wodnik, który to rozpoczął przebudowę zamku, dokończył dopiero Hnyk Petrowicz Charwat von Wiece z Miedoni. W latach międzywojennych, po podziale Górnego Śląska, wieś z zamkiem znalazły się po stronie niemieckiej. W nocy z 8 na 9 stycznia 1931 r. zamek spłonął. 






Szkoda, że nie możemy pokręcić się wewnątrz majestatycznych ruin, należy jednak uszanować zakazy wstępu. Może już wkrótce obejrzymy pałac w Tworkowie w świetności jak za dawnych lat?...
Kolejny przystanek na naszej trasie to ruiny pałacu w Rudniku. I to dosłownie ruiny, pozbawione kompletnie zadaszenia i skazane na zagładę. Ciężko znaleźć o nim zbyt wiele informacji poza tym, że powstał na początku XIX wieku i prawdopodobnie należał do rodziny von Selchow. 





Podobnie ma się sprawa z pałacem w pobliskim Strzybniku. Kompletnie zadrzewiony, pozbawiony godności ochłap dawnej świetności. Pałac powstał w połowie XIX wieku dzięki Jadwidze Zofii von Drechsler, która w 1792 roku w swoim testamencie przeznaczyła pieniądze na jego budowę. Pałacu zbyt wiele nie widzimy, przechadzamy się zatem dalej po włościach, gdzie stoją równie niszczejące stajnie, gorzelnia, kuźnia oraz całkiem nieźle wyglądający budynek młyna, zapewne do czegoś wykorzystywany, bowiem dojście zagradzają nam tablice z zakazem wstępu i „teren prywatny”.








Również ogrodzony ze wszystkich stron jest pałac w Czerwięcicach, znajdujący się również rękach prywatnych. Wybudowany został w 1892 r. z inicjatywy Wiktora von Wrochema a po jego śmierci wraz z majątkiem odziedziczyła go córka Zofia. W czasie II wojny światowej w pałacu mieścił się sztab niemiecki.





Ruszamy dalej, pogoda nie rozpieszcza, pierwsze krople deszczu na szybie samochodu. Wieszczymy, że napada nam dziś do namiotu…
Pałac w Sławikowie jest ledwo widoczny zza drzew, jednak da się wejść do środka ruin, które robią należyte wrażenie. Wzniesiony z początkiem XVIII w., przebudowany w XIX w.
W latach 1795-1831 r. Sławików był w posiadaniu rodziny Eichendorffów. Po 1945 roku został ograbiony z wszelkiego wyposażenia i częściowo zniszczony a w czasach PRL kompletnie popadł w ruinę. Obok pałacu stoi spichlerz z przełomu XVIII i XIX w.








I tu zrodził się szatański plan, bowiem obok pałacu jest dość spora, płaska łąka. A może tak wrócić tu na nocleg? Rozpytujemy miejscowych, czy nas kto stąd nie przegoni? Nie, spokojnie, tu przyjeżdżają z namiotami, camperami… No to miejscówka z głowy, można jechać dalej. A na dziś dzień mamy już tylko jeden plan – Rezerwat „Łężczok”, żeby rozprostować kości…
Rezerwat przyrody Łężczok to – wodny rezerwat przyrody leżący na terenie Parku Krajobrazowego „Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich”. Chroni wodną faunę i florę i zajmuje 477,38 ha. Na jego terenie znajduje się 8 stawów i już od XIII wieku prowadzona jest na nich gospodarka rybacka. Obszary leśne rezerwatu przypominają charakterem puszczę a niektóre drzewa mają ponad 100lat. Pomiędzy stawami ciągną się groble – lipowe, grabowe, dębowe, oprócz tego spotkamy tu buki, modrzewie, sosny, brzozy i graby. Brzegi stawów malowniczo porastają rozmaite krzewy, nie należy zapominać o rozmaitej roślinności wodnej (w tym łęgi). Jeśli chodzi o faunę, rezerwat chroni ponad 190 gatunków ptaków, nie tylko wodnych.
Idziemy ścieżką dydaktyczną wzdłuż jednej z grobli. Jest tu cicho, nie licząc licznego nawoływania ptactwa, bardzo malowniczo i przepięknie. Sami oceńcie…












Godzina zrobiła nam się późna, chociaż człowiek siedziałby tu do nocy… Ale jeszcze trzeba rozbić obóz. Wracamy do Sławikowa. Tu następuje chwila zastanowienia, jak i gdzie przygotujemy ognisko pod kiełbaski. Z pomocą przychodzi składowisko gruzu w pobliskich krzakach, budujemy zatem krąg i już po krzyku. Rozstawiamy namiot i wpatrujemy się w niebo złowieszczo nadciągające nad nasze głowy. Jest to niesamowity spektakl, ale nie zapowiada niczego dobrego…







I kiedy już ogień płonie a namiot czeka, zaczęło się. I to nie ulewa. Istne oberwanie chmury… Wiejemy do auta. Ciemność, deszcz, nie ma mowy o powrocie do namiotu. Postanawiamy dokonać niemożliwego i przespać noc wet rójkę w Punto. Jaka to była noc – lepiej nie mówić.



W środku nocy przestaje padać. Wychodzimy z Izą z auta pokręcone jak chińskie paragrafy. Darek śpi. Jakimś cudem udaje się rozpalić zalane ognisko. Babskie ploty, chwila na rozgrzanie i wracam nad ranem do auta, Iza natomiast wędruje sobie po okolicy.
Poranek – wczesny wita nas jak na złość przepiękną pogodą. Od razu świat zaczyna wyglądać inaczej. Na śniadanie jajecznica na cebulce. Zapowiada się upalny dzień.





Kontynuujemy nasz maraton dworski i na pierwszy rzut idą ruiny pałacu rodziny Eichendorffów w Łubowicach. Wzniósł go Karl Wenzl von Kloch w 1780 roku. Następnie przebudowany przez Karla – Adolfa Theodora von Eichendorffa. Pałac znany jest przede wszystkim jako miejsce urodzenia wybitnego romantycznego poety – Josepha v. Eichendorffa. W XIX wieku przebudowany został w stylu angielskiego neogotyku. Zniszczony w 1945 roku i przez lata był zaniedbany i zarośnięty roślinnością. Dzięki staraniom Łubowickiego Towarzystwa Miłośników Józefa von Eichendorffa teren pałacu został uporządkowany i udostępniony turystom.







Ostatnim punktem na naszej trasie jest Opactwo Cystersów w Rudach. Łączy w sobie Pocysterski Zespół Klasztorno-Pałacowy z XIII w., Sanktuarium Matki Boskiej Pokornej z XIV w. i Ośrodek Formacyjno-Edukacyjny Diecezji Gliwickiej i jest położony w przepięknym parku. Ludzi tu nie brakuje, bo to niedziela, dlatego też nie wchodzimy do sanktuarium, ponieważ trwa msza św. 






Udajemy się na spacer po parku a upał robi się nie do zniesienia, do tego dokłada się prawie nieprzespana noc, dlatego decydujemy się na powrót.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz