Przyjaźń. Czym jest? Czy można nią nazwać absolutnie przypadkowe spotkanie, które owocuje ciągnącą się sympatią na wiele lat? Chyba tak. Sprostujcie mnie jeśli się mylę.
Tak było i tym razem. Przyjechali ciemną nocą na dzikie pole namiotowe i oczywiście zakopali auto w piachach Białej Nidy. My trochę zniesmaczeni, ponieważ wydawało się nam, że odnaleźliśmy oazę ciszy i spokoju a tu masz ci. Z mroku nocy wyłoniła się głowa udekorowana czołówką.
- Dacie rady nas wyciącnąć na hol?
- Yyyyy, no nie bardzo. Transformers chyba nie da rady vanowi, ale mam pomysł. Chodź tam. Jest opuszczona altana i dechy. Podłożymy pod koła i może wyjdzie.
Wyszedł.
Potem było jak zwykle. Chłód ciągnący od rzeki, stada komarów spijające naszą krwawicę, niebo gwiaździste nad nami i opowieści. I prezentacja outdoorowego prysznica wykonanego z pięciolitrowego pet-a, repsznura, kleju montażowego i dwóch zakrętek.
Rankiem rozjechaliśmy się w różne strony, każdy w swoją. A potem był "Beskid i były słowa. Zagubione po pępki w cerkwi baniach", W Czarnem, Radocynie, Małastowie, Smerekowcu.
Pewnie jeszcze wiele tych słów niedopowiedzianych zostało i zostaną kiedyś wypowiedziane. Pewnie jeszcze wiele spotkań nastąpi z Karolem i Justyną, w mniej lub bardziej przewidywalnych miejscach. Ważne jest, że zawiązana tej nocy nad Białą Nidą przyjaźń trwa już kolejny rok. Choć pochodzimy z różnych miast, zawsze można się spotkać w obranym celu i znów przegadać długie godziny przy ognisku.
Chwilo trwaj...
Tak było i tym razem. Przyjechali ciemną nocą na dzikie pole namiotowe i oczywiście zakopali auto w piachach Białej Nidy. My trochę zniesmaczeni, ponieważ wydawało się nam, że odnaleźliśmy oazę ciszy i spokoju a tu masz ci. Z mroku nocy wyłoniła się głowa udekorowana czołówką.
- Dacie rady nas wyciącnąć na hol?
- Yyyyy, no nie bardzo. Transformers chyba nie da rady vanowi, ale mam pomysł. Chodź tam. Jest opuszczona altana i dechy. Podłożymy pod koła i może wyjdzie.
Wyszedł.
Potem było jak zwykle. Chłód ciągnący od rzeki, stada komarów spijające naszą krwawicę, niebo gwiaździste nad nami i opowieści. I prezentacja outdoorowego prysznica wykonanego z pięciolitrowego pet-a, repsznura, kleju montażowego i dwóch zakrętek.
Rankiem rozjechaliśmy się w różne strony, każdy w swoją. A potem był "Beskid i były słowa. Zagubione po pępki w cerkwi baniach", W Czarnem, Radocynie, Małastowie, Smerekowcu.
Pewnie jeszcze wiele tych słów niedopowiedzianych zostało i zostaną kiedyś wypowiedziane. Pewnie jeszcze wiele spotkań nastąpi z Karolem i Justyną, w mniej lub bardziej przewidywalnych miejscach. Ważne jest, że zawiązana tej nocy nad Białą Nidą przyjaźń trwa już kolejny rok. Choć pochodzimy z różnych miast, zawsze można się spotkać w obranym celu i znów przegadać długie godziny przy ognisku.
Chwilo trwaj...
Jeszcze nie raz i nie dwa! Ale to już w przyszłym, trzecim sezonie turystycznym naszej włóczykijskiej przyjaźni ;)
OdpowiedzUsuń