Zbójnicy 06



ROZDZIAŁ VI - "ŚRODKI STOSOWANE PRZEZ SZLACHTĘ W WALCE ZE ZBÓJNICTWEM"

            Zbójnictwo stanowiło poważne zagrożenie dla szlachty, szczególnie w województwie krakowskim, podobnie jak ruch opryszków w województwie ruskim. Nic dziwnego, że szlachta wszelkimi środkami starała się zwalczyć tę siłę zagrażającą głownie jej interesom i różnymi sposobami zmierzała do unicestwienia "burzycieli" porządku społecznego.

Władysław Skoczylas - Taniec nad ogniem, drzeworyt
Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce.
źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl/Skoczylas/Index.htm

            Sytuacja budziła ogólne zaniepokojenie. Już konstytucja sejmowa z r. 1620 biła na alarm. Przytaczamy z niej najbardziej charakterystyczny fragment: "Namnożyło się w Xięstwach oświęcimskim i zatorskim złoyczyńców y gwałtowników tak wiele, że nie tylko po drogach, ale we wsiach, miasteczkach i dworach szlacheckich, obywatele Xięstw tych bezpieczeństwa mieć nie mogą: na zniesienie takiey angaryi, dobrowolnie pozwolili panu Staroście oświęcimskiemu pobór ieden, nad te, które teraźnieyszą seymową uchwałą są uchwalone. Za który pobór panu Staroście służebnych ludzi na tę potrzebę przyiąć pozwalamy".
            Instrukcja ta pozwoliła sejmikowi w Zatorze przedsięwziąć odpowiednie kroki zmierzające do przywrócenia bezpieczeństwa publicznego.
            Laudum zatorskie z r. 1624, którego uchwały ze względu na ważność decyzji podajemy dość szczegółowo, stwierdzało, że w księstwie oświęcimskim i zatorskim "od kilku lat wzięła górę swawola łotrów, rozbójników, ludzi plebeiale conditionis", którzy dwory szlacheckie nachodzą, i "na osoby się targają, ludzi męczą, mordują, kościoły i klasztory łupią, ale jeszcze ogniem wsie palą i niszczą". W związku z tym dygnitarze i szlachta zebrani na sejmiku obradowali nad tym, jak najlepiej "pokój domowy" zachować. Dla gruntownego więc uspokojenia od "ludzi swawolnych i rozbójników" proszono pana Jana Zebrzydowskiego, miecznika koronnego, starostę lanckorońskiego, aby się tym zbójcom nie pozwolił grupować, chwytał ich i "okrutnie karać kazał i inkwizycje, gdzieżby się przechowywali, pilnie czynił, także i na tych, którzy ich ostrzegają, żywności, armaty i inszych potrzeb onym dają..." Na zaciąg "ludzi pieniężnych" uchwalono "dwa pobory z szosami i czopowym jednym...". Za tę sumę Zebrzydowski miał "pewną liczbę ludzi pieszych na pohamowanie tego łotrostwa chować i za niemi po górach, po lesiech posyłając gonić i ich imać i na egzekucję podawać".
            W obawie, aby schwytani zbójnicy nie uniknęli kary laudum ostrzegało: "A jeśliby folgę jaką rozbójnikowi on urząd uczynił, albo go z więzienia wypuścił, albo gdyby rozbójników nie chcieli gonić, gdy to na nich będzie dowiedzione, na gardle mają być karani".
            Laudum to trwać miało dwa lata. Widocznie jednak podjęte środki nie poprawiły sytuacji, gdyż sejmik zatorski w r. 1626 podjął uchwały, które są faktycznym powtórzeniem laudum z r. 1624.
            Także i w następnych latach sejmiki zatorskie podejmowały uchwały mające na celu wytępienie zbójnictwa. Lauda te aprobowane były przez konstytucje sejmowe. W r. 1632 dyrektorem piechoty obrano pana Krzysztofa Żydowskiego. Funkcję tą przejął w r. 1633 miecznik koronny Jan Zebrzydowski.
            Zbójnicy musieli mocno dokuczać szlachcie, skoro w r. 1636 zwróciła się ona do samego króla z prośbą, "aby J.K.M. pisaniem swoim do królewiczów ichmościów włożyć się raczył, żeby jm. panu staroście żywieckiemu animedwersyją swoją na zbójce i na tych, którzy by im dawali przechowanie albo jakie porozumienie z nimi mieli, w tamtych majętnościach żywieckich zlecić raczyli i wykorzenienia tych łotrów, którzy bardzo tutecznym krajom dokuczają, sedulo się piechoty żywieckiej przyłożyć rozkazali temuż jm. panu staroście żywieckiemu".
            Za każdym razem szlachta uchwalała na "obronę domową" dwa pobory łanowe. Tak było w laudum z r. 1637, 1639, 1640 i 1641. Laudum z r. 1642 stwierdzało, że nie ustają napady ludzi "swawolnych", mimo iż dożo ich zginęło. Trzeba więc zło wykorzenić do końca, stąd na ten cel przeznaczono znów dwa pobory łanowe. Środki te widocznie nie pomagały, skoro podobną uchwałę podjął sejmik zatorski także w rok później.
            W r. 1647 szlachta zebrana w Zatorze postanowiła podziękować wojewodzie krakowskiemu przez specjalnych posłów za to, że jego staraniem "...wyuzdana na wszystkie sposoby i escesy złość i śmiałość znacznie jest teraz powściągniona i uskromiona tak, że bezpiecznie w domach naszych przemieszkiwać możemy..." Aby jednak zapobiegać rozwojowi zbójnictwa uchwalano w dalszym ciągu dwa pobory.
            Wbrew tym optymistycznym stwierdzeniom nie zdołano opanować sytuacji, problem zbójnictwa nadal żywo absorbował szlacheckie umysły. Poskromienie "ludzi swawolnych" nie było rzeczą łatwą w Rzeczpospolitej szlacheckiej, gdyż nie zostały rozwiązane najistotniejsze problemy społeczne na wsi.
            Laudum z 26 marca 1649 roku jest prawie dosłownym powtórzeniem uchwał z r. 1647. Stwierdzono przy tym, że nie można zaniechać obrony przed zbójnikami, gdyż na nowo ta "hydra rozkrzewić by się mogła".
            W roku następnym, 15 stycznia 1650, oprócz powtórzenia poprzedniej uchwały znajdujemy sformułowanie o takiej treści: "Złość i śmiałość rozbójników (...) powściągniona, jednak nie wykorzeniona". Z powyższego widać, że szlachta nie dostrzegała lub nie chciała dostrzec prawdziwych przyczyn rozwoju zbójnictwa, uparcie przypisując je złości i swawoli "dobrych chłopców".
            Nic nowego do sprawy nie wnoszą lauda z lat 1651 i 1652, które ograniczają się głównie do aprobaty poprzednich uchwał.
            W r. 1653 ks. oświęcimskie przyjęło konstytucję województwa poznańskiego i kaliskiego o obronie domowej z wyjątkiem opisanych w tejże konstytucji zaciągów.
            Bardzo ciekawą uchwałę podjęła sejmikująca szlachta 12 lipca 1655r. Po stwierdzeniu, że rozbójników namnożyło się ostatnimi czasy, zwróciła się ona do pana Mikołaja z Brzezia Ruszeckiego, aby zajął się obmyślaniem bezpieczeństwa przez trzy miesiące. Na harników i koszty z tym związane przeznaczono jeden pobór łanowy.
            Do większej akcji jednak nie doszło, gdyż Polska znalazła się w niebezpieczeństwie, kraj zalali Szwedzi. Zbójnicy stali się wówczas niezbędni do obrony ojczyzny. Król i szlachta chętnie szafowali glejtami, byle tylko użyć ich do walki z wrogiem. Z resztą górale żywieccy sami rozumieli, że obrona kraju przed Szwedami, to brona własnej zagrożonej wolności, to nakaz chwili.
            Glejtami bezpieczeństwa obdarzano także zbójników podczas wojny domowej pod koniec panowania Jana Kazimierza. Król pragnął pozyskać zbójników żywieckich dla swojej sprawy. W r. 1663 łaskę królewską uzyskali Jan Klimczak, Szymon Domarzałka, Tomasz Dudka, Bartłomiej Łysień, Jan Łysień i Stanisław Kruparz za wierne i odważne usługi. Wyrzekli się oni kontaktów ze zbójnikami i rozbojów.
            Nie dziwi nas wobec tego fakt, że na skutek tych wydarzeń zbójnictwo rozkwitło w całej pełni. I znowu zaczynają się biadania wiecznie "krzywdzonej" szlachty. Na sejmiku w r. 1658 uchwalono jeden pobór ze względu na to, "że chłopska swawola in dies crescit (z dniem każdym wzrasta) w księstwach naszych". Skierowano także prośbę o opiekę do starosty Michała Zebrzydowskiego.
            W laudum z r. 1659 szlachta skarżyła się na wciąż wzrastające liczebnie zbójnictwo: "A że się wiele ludzi swawolnych w górach znajduje, którzy rusznic w domach swoich mając do tych łotrów i rozbójników leśnych gromadzą się i z temi ruśnicami po wsiach, przewiadując się o dostatkach ludzkich, chodzą i szkody ludziom czynią..."
            W r. 1622 narzekania się potęgują. Uchwała z tegoż roku stwierdzała, "że rozbójników jest coraz więcej, w domach swoich obywatele tamecznych krajów spokojnie wysiedzieć nie mogą. Z tego względu dla obrony przeznaczono 1900 złotych. A że się większa aniżeli przed tym tych łotrów z różnych miejsc i krajów, jako też na pograniczu, pokazuje konfulencja, zlecamy jm. panu Brodeckiemu poborcy naszemu, aby jeszcze 1100 złotych z podatków przed tym wybranych jm. oddał..." Za pułkownika Księstw wybrano pana Pawła Stokowskiego, kasztelana oświęcimskiego. W razie potrzeby pułkownik miał prawo wydać uniwersał z naznaczeniem miejsca i czasu, gdzie zebrać miała się szlachta według dawnych praw o pospolitym ruszeniu. Czyż potrzeba więcej dowodów na to, jak silnie czuła się szlachta zagrożona? Niechętnie też opuszczała swe domostwa. Dlatego też, gdy w r. 1669 zaistniała potrzeba wyruszenia przeciw Turkom, dała ona wyraz swym obawom w laudum zatorskim. "To też konsiderując, że za ruszeniem się naszem żeby swawolne góralskie ultajstwo nie miało, nie mając się kogo obawiać, wywrzeć inkursjej jakiej na domy nasze, tedy providendo securitati, uchwaliliśmy pobór jeden". Podobne obiekcje nurtowały szlachtę w r. 1670.
            Uchwały sejmiku zatorskiego obejmują lata 1624-1670, a więc przez 46 lat nie udało się zwalczyć problemu. Na podstawie tych faktów musimy uznać zbójnictwo w XVII i XVIII stuleciu za zjawisko masowe. Trudno wprost pojąć, że panowie, dysponując wszelkiego rodzaju środkami, całym aparatem sądowym, nie byli w stanie pokonać słabszego od siebie przeciwnika.
            Nie znaczy to wcale, iż po roku 1670 problem ten przestał być aktualny. Czasy świetności zbójnictwa dopiero nadchodziły, aby osiągnąć szczyt rozkwitu z końcem XVII i na początku XVIII w.
            Zwalczanie zbójników leżało w gestii starostów grodowych, gdyż byli oni powołani do ścigania wszelkich przestępstw z urzędu. W przypadku ścigania zbójników starostowie zaniedbywali jednak swe obowiązki. Było to spowodowane tym, iż koszty ścigania ponosił ścigający urzędnik, a to nie zawsze się opłacało. Koszty mogły być zwrócone w postaci kar nakładanych na przestępców. Czasami jednak były one zastrzeżone dla innych osób. Jeszcze trudniej było liczyć na zwrot kosztów, gdy zrabowane rzeczy, o ile się zachowały, zwracano właścicielowi.
            Król często kierował uniwersały do starostów nawołując do aktywniejszego działania w obronie bezpieczeństwa publicznego. Znany jest mandat Zygmunta II z 5 marca 1628 r., w którym zwraca się nie tylko do starostów, lecz także podstarościch, urzędów miejskich i dzierżawców swych dóbr "...abyście tych rozbójników, gdzie się kolwiek pokażą, imali do więzienia dawali i przystojną za ekscesy karę ich sprawiedliwości egzekucją według powinności i obowiązku swego nad nimi wykonywali". Dalej grozi konsekwencjami tym, którzy odważyli by się nie wykonać przypadających na nich obowiązków.
            W szlacheckiej Rzeczpospolitej panował jednak zwyczaj omijania rozporządzeń monarchów, a starostom szkoda było pieniędzy. Szlachta, która nie chciała się borykać z przerastającymi jej kieszeń trudnościami, skłonna była raczej do współpracy z grodem czyli starostwami. Nie zawsze stać ją było na samodzielne zwalczanie zbójnictwa i zadzieranie ze starostami grodowymi zazdrośnie strzegącymi swej władzy. W księstwie zatorskim i oświęcimskim szlachta poszła na ugodę z grodem. Współpraca wyrażała się m.in. w opodatkowaniu szlachty na cele obronne. Od roku 1620 sejmik zatorski uchwalał podatki na zaciąg "ludzi pieniężnych". Do roku 1647 szlachta przeznaczała na ten cel pobory łanowe. Suma wydatków związanych ze zwalczaniem zbójnictwa wyniosła w 1649 r. 2185 złotych i 29 groszy. W latach następnych uchwalano już po jednym poborze łanowym, a koszty utrzymania harników w samym tylko roku 1662 wyniosły 3000 złotych.
            Idąc za Władysławem Ochmańskim, możemy wyróżnić dwa rodzaje środków zwalczania zbójnictwa:
  • środki bezpośrednie,
  • środki pośrednie.
Do pierwszej kategorii zaliczamy głównie instytucję harników. Są to często wspominani przez lauda sejmikowe "ludzie służebni" lub "pieniężni", chociaż nazwa "harnik" pojawia się po raz pierwszy w laudum z r. 1649. Zwano ich także "wybrańcami". Inaczej mówiąc, była to po prostu straż bezpieczeństwa. Pisze o tym Stanisław Szczotka w swej recenzji pracy dr Jan Gerlacha "Chłopi w obronie Rzeczypospolitej". Wspomina, że Stanisław Warszycki posiadał w r. 1655 w dobrach łodygowickich 90 wybrańców, którzy byli uzbrojeni w rusznice i posiadali własnego chorążego. Pełnili obowiązki warty pogranicznej.
            Dla porównania można podać, że na Węgrzech także istniała instytucja harników, gdzie zwano ich "stolicznymi" lub "portaszami". To wyjaśnia nazwisko słynnego Hetmana Martyna Portasza, który zanim został zbójnikiem, był przez jakiś czas prawdopodobnie harnikiem. Najczęściej jednak używano nazwy "hajduk".
            Zatrzymamy się dłużej nad zagadnieniem organizacji oddziałów harniczych. Harnicy podlegali władzy starosty, niekiedy w jego zastępstwie szlachta wybierała na sejmikach tzw. "direktora obrony domowej". Dygnitarze ci nie stali bezpośrednio na czele "ludzi służebnych", ale czuwali nad ogólnym przebiegiem akcji i kierowali całością za pośrednictwem rotmistrzów, poruczników, hetmanów, podhetmanich i dziesiętników.
            Na czele stał rotmistrz. Był to szlachcic mianowany zwykle przez starostę, czasem przez wojewodę krakowskiego, albo też wybrany przez sejmikującą szlachtę. Rotmistrz składał przysięgę na ręce starosty grodowego, bądź specjalnie do tego wybranej osoby. Do jego obowiązków należało prezentowanie harników przed starostą przynajmniej raz w roku. Niejednokrotnie odbywało się to co miesiąc. Laudum z r. 1632 wyraźnie zaznaczało, że wybrany dyrektor piechoty Pan Krzysztof Żydowski miał obowiązek prezentować piechotę panom komisarzom w Wadowicach.
            Jak wynika z podanych wyżej stopni wojskowych zastępcą rotmistrza był porucznik, również szlachcic. Hetman natomiast mógł być ze stanu włościańskiego. On i podhetmani organizowali akcje przeciw zbójnikom, gdyż dobrze znali ich zwyczaje oraz teren działania. W ogóle harnicy rekrutowali się przeważnie z ludzi odważnych, energicznych, przystosowanych do walki w górach.
            Zdarzało się, że do służby bezpieczeństwa zaciągali się byli zbójnicy, którzy otrzymywali glejt od pana i w ten sposób chcieli zasłużyć na rehabilitację.
            Nie wiemy czym kierowali się chłopi wstępujący do harników, można jedynie na ten temat snuć domysły. Jeżeli byli to synowie bogatych, mogła ich do tego kroku skłonić chęć zemsty za doznane od zbójników krzywdy. Najbardziej jednak prawdopodobnym motywem musiała być chęć zysku. Łupy zbójnickie zawsze nęciły lud góralski. Żołd harników zwany "lenikiem" albo "strawnem" był raczej niski.
            Pewnych danych na ten temat dostarcza kronika Komonieckiego. W r. 1708 wyszedł "ordynans" pana dziedzicznego o nowej konstytucji państwa żywieckiego. Miasto Żywiec i wszystkie wsie miały płacić corocznie sumę 1196 złotych na utrzymanie w zamku 11 harników. Z tego przeznaczono dziesiętnikowi 3 złote tygodniowo, a jego towarzysze mieli otrzymywać po 2 złote. Miasto miało wypłacać ze skarbu 103 złote podymnego, reszta przypadała na wsie.
            Na mieszczanach i chłopach więc spoczywał głownie ciężar utrzymania ludzi, których nie darmo nazywano "pieniężnymi". Na tym jednak nie kończyły się kłopoty ludności. Przybycie harników do wsi lub miast w poszukiwaniu zbójników było istną plagą dla mieszkańców. Zachowywali się oni bowiem nieraz gorzej niż zwykli rabusie. Aż się prosi, aby w tym miejscu przytoczyć wydarzenie z r. 1632. Wówczas to przybyli do Żywca harnicy starosty lanckorońskiego Żebrzydowskiego i zatrzymali się w kamienicy Macieja Kantorowskiego. Gdy już sobie solidnie popili, zaczęły się ekscesy: "...tegoż Macieja Kantorowskiego naprzód ubili i skrwawili, aż uciekł do Krzysztofa Mrzygłodowicza, pisarza miejskiego, za którym tamże wpadli i tego pisarza przy księdzach dwu utłukli i pałaszem w głowę uderzyli. Nadto Mateusza Regulusa, wójta i Sebastiana Miodorę, burmistrza i inkszych sąsiadów na zabicie bili i rąbali, przez co wielki tumult i gwałt w mieście się stał, nie będąc jeszcze takiego nigdy". Scena jakby żywcem wyjęta z amerykańskiego westernu, tyle że w polskim wydaniu. Tak zachowywali się ci, których zadaniem było strzec bezpieczeństwa domowego.
            Na tym z resztą ich wyczyny się nie skończyły. W Juszczynie w karczmie siedmioro ludzi zabili, w tym jedną kobietę. Starosta lanckoroński wypłacił rodzinom zabitych po 42 złote na głowę. Harnikom na pewno wszystko uszło płazem, zbyt byli szlachcie potrzebni. Fakt, że kilku "chamów" zostało uszkodzonych nie miał żadnego znaczenia w tych czasach.
            Siłą rzeczy więc harnicy wzbudzali niechęć i paniczny strach. Szczególną nienawiścią pałali do nich zbójnicy, na których czyniono istne nagonki w górach i lasach. Zbójnicy bronili się do upadłego, co sprawiało dodatkowe trudności, gdyż było zalecenie, aby schwytać ich żywcem. Nie zawsze się to udawało. W r. 1706 harnicy ślemieńscy postrzelili w Czańcu zbójnika Tomasza Bakalarczyka. Uciętą głowę zabrali do Żywca, gdyż istniał zwyczaj, aby w takich wypadkach prezentoweać ją staroście. Głowę grzebano potem pod szubienicą. W kilka lat później (1712) w Żywcu harnicy cieszyńscy prezentowali głowę zbójnika Błażka Gawlika z Soli, którego postrzelono w samo oko.
            Oprócz harników do środków bezpośrednich stosowanych przez szlachtę w zwalczaniu zbójnictwa, zaliczamy wszelkie sposoby mające pomóc "ludziom służebnym" w wykonywaniu nałożonych na nich obowiązków. Uczyniła to szlachta przez obarczenie ludności miasteczek i wsi obowiązkiem ścigania zbójników. Znalazło to swój wyraz w laudum z r. 1624. Zaznaczało ono wyraźnie, że gdyby ludzie wynajęci do ścigania zbójników nie mogli temu podołać i potrzebowali posiłków, "tedy prędko dalby znać starszy nad temi ludźmi przez kogokolwiek, lubo przez jakiś znak, do wsi albo do miasteczka któregokolwiek o rozbójnikach, albo gdyby też kto złupiony albo ranny od rozbójników blisko wsi albo miasteczka, o gwałcie swoim albo złoczyńcach na świeżym razie opowiadając, przybieżał i dał znać, powinna owa wieś albo miasteczko bez wszelakiej wymówki i zwłoki na taki gwałt zwoławszy się dzwonić albo inkszym ogłoszeniem bieżać i imać rozbójniki". Owa wieś czy miasteczko miały obowiązek powiadamiania następnych wsi i miast i wszyscy razem powinni wziąć udział w pościgu.
            Wynikało z uchwały, że głównym sygnałem było bicie w dzwony. Jeżeli we wsi nie było kościoła, chłopi musieli sprawiać do tego celu specjalny dzwonek. Był to stary zwyczaj pochodzący z końca średniowiecza, gdy ludność musiała wykonywać obowiązek tzw. "śladu" w ściganiu przestępców. Szlachta więc chwytała się starych sposobów. Bicie w dzwony było raczej niepraktyczne, gdyż stanowiło jednocześnie ostrzeżenie dla samych zbójników.
            Obowiązek "śladu" stosowany przez długie lata nie przyniósł rezultatów takich, na jakie oczekiwała szlachta. Nie pomogły również sankcje karne wprowadzone przez to samo laudum. Uchwała ostrzegała bowiem opornych przed odwodzeniem innych od ścigania zbójników.
            Chłopi sympatyzowali z ruchem zbójnickim i ściganie zbójników traktowali jako czczą formalność. Chętnie też ostrzegali "dobrych chłopców" przed niebezpieczeństwem. Dlatego szlachta w r. 1655 postanowiła wspomóc harników własnymi posiłkami, przeznaczając "... z każdej wsi i miasteczka po jednemu pieszemu zbrojnemu". Widocznie także ten sposób okazał się mało skuteczny, gdyż nie spotykamy się z nim więcej w uchwałach sejmikowych.
            Pozostały jeszcze do omówienia środki pośrednie. Wiążą się one ściśle z pozytywnym stosunkiem ludności góralskiej do zbójników. Szlachta bowiem doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że bez pomocy chłopów zbójnictwo już dawno byłoby skazane na zagładę.
            Sejmiki zatorskie podjęły więc szereg zarządzeń zmierzających do pozbawienia ruchu zbójnickiego oparcia na wsi. I te formy, jak zobaczymy poniżej, nie przyniosły pożądanych przez szlachtę zmian, a tylko uczyniły cięższym położenie ludności wiejskiej.
            Na pierwsze miejsce wysuwają się wszelkie zakazy udzielania zbójnikom pomocy. I znowu głos ma laudum z r. 1624, które ostrzegało, że gdyby ktokolwiek "...złodzieje i rozbójniki przechowywał, jeść i pić onym dawał, ukrywał, koni i oręża im dodawał albo rusznice dał im naprawować lubo też prochów, ołowiu, żywności, maści do leczenia dodawał albo ich sam leczył, fawor pokazował, aby karania uchodzili, albo ich dopuszczał imać i jakokolwiekby ich przestrzegał, że ich szukają i szpiegują, luboby też kto rozbójnika którego w domu przezimował, u siebie chował, od nich rzeczy kupował lub dostawał, w ogóle się z nimi kontaktował, taki jako wspólnik, lubo ślachcic, lubo plebeius, karani być mają na gardle".
            Uchwała ta, którą ze względu na jej znaczenie przytoczono, określała także tryb postępowania karnegogo wobec oskarżonych o takie przestępstwo. Bywało bowiem tak, iż szlachta rzeczywiście chroniła zbójników w swoich dobrach. Czyniła to nie z sympatii dla nich, lecz dla własnej korzyści. Cenne dla niej były każde ręce do pracy. Ostrzeżenie pod adresem szlachty wysuwało także laudum z r. 1655. Sprawa ta musiała stale być aktualna, skoro na sejmiku w r. 1658 zobowiązywała się wszystkich zbójników ze swych dóbr wydawać harnikom.
            Laudum z r. 1624 nie zapomniało o zarządzeniu wobec sądów miejskich. Znany był bowiem w Polsce zwyczaj wypuszczania więźniów na wolność za poręczeniem. Do zbójników nie wolno było tego stosować, wszak nie byli zwykłymi przestępcami.
            W celu skuteczniejszego kontrolowania ludności wiejskiej, wspomniana wyżej uchwała ustanowiła instytucję przysiężników. Na czele przysiężników stał wójt, a dwóch pozostałych wybierał pan wsi z gromady wedle własnego uznania. Chodziło przecież o to, aby to byli ludzie solidni i godni zaufania. Wybór nie był łatwy wobec pozytywnego nastawienia górali do zbójników. Przysiężnicy musieli składać przysięgę przed dziedzicem, że będą wsi bronili przed złodziejami, nie będą przechowywali we wsi hultajów i rozbójników, a gdyby gdzieś rozbójnika spostrzegli, zaraz panu dadzą znać i ostrzegać ich nie będą. Ponadto mieli oni sądowi udzielać opinii o oskarżonych o zbójnictwo wieśniakach. Obowiązkiem ich było przestrzegać, aby nic podejrzanego po wsiach nie sprzedawano ani nie kupowano bez wiedzy i pozwolenia pańskiego. Jednym słowem miała to być instytucja mająca strzec dobrego imienia gromady wiejskiej. Na przysiężnikach spoczywała także powinność donoszenia panu o przybyłych do wsi ludziach "luźnych i obcych" albo trzymanie ich tak długo w więzieniu, aż dadzą o sobie "świadectwo". Dotyczyło to również miast. Chodziło więc o opanowanie tego niepewnego elementu i zmuszenie go do pracy. Tym samym starano się zniszczyć bazę, z której zbójnicy uzupełniali i powiększali swe szeregi.
            Wreszcie szlachta postanowiła konfiskować góralom broń. Mówiła o tym uchwała z r. 1659 o odbieraniu "róśnic" góralom. Nie było to rzeczą łatwą, gdyż ludność góralska używała broni do polowania i nie zamierzała się jej pozbywać.
            Prócz zwalczania zbójnictwa przy pomocy grodu, samorząd ziemski niezależnie od starostów podejmował się działania na własną rękę. Spowodowane to było chyba względami oszczędnościowymi, gdyż w r. 1649 na "obronę domową" przeznaczono 2185 złotych i 29 groszy, w r. 1655 już tylko 1000 złotych. Sejmik z tegoż roku powierzył sprawę bezpieczeństwa obu księstw wybranemu przez siebie rotmistrzowi Mikołajowi Ruszeckiemu z Brzezia. Zebrana suma 1000 złotych była przeznaczona nie tylko na utrzymanie harników, lecz także na koszty związane z sądzeniem i egzekucją zbójników. Na tym sejmiku mianowano także czterech komisarzy, którzy mieli do spełnienia ważne funkcje. Przed nimi Ruszecki jako rotmistrz miał co miesiąc prezentować harników. Ponadto komisarze otrzymali prawo zatwierdzania wydatków poczynionych przez rotmistrza. Było to zupełnie coś nowego, godziło w kompetencje starosty jako urzędnika grodowego. Sytuacja ta trwała jednak krótko. Już w trzy lata później szlachta szukała porozumienia ze starostą wysyłając do niego delegację z prośbą o obmyślenie domowego bezpieczeństwa.
            Pozostaje jeszcze zagadnienie prywatnego zwalczania zbójnictwa w dobrach magnackich lub królewskich. W tych przypadkach właściciel na własną rękę podejmował akcję przeciw "ludziom swawolnym". Pierwszym znanym dokumentem, poruszającym te sprawy, jest ordynacja królowej Konstancji dla miasta Żywca z r. 1624. Określała ona powinności mieszczan żywieckich wobec władzy zamkowej, "... a mianowicie y w tym dla ukrocenia rozbójników, którzy się tam pobliżcy znayduią, każdy z nich za naymnieyszym rozkazem urodzonego starosty naszego, teraz y na potym będącego y zniesieniem osobnym z urzędem radzieckim, powinien był z ruśnicą y bronią ręczną przy urodzonym staroście naszym, albo iego namiestnika, iako na ogień albo contra insultas nieprzyjacielskim niszyc się y przebyć, y to co potrzeba ukaże czynić, a to pod garłem y utraceniem majętności". Ordynacja ostrzegała dalej przed jakimkolwiek porozumieniem ze zbójnikami i zabraniała udzielania im pomocy pod karą śmierci. Precyzowała także obowiązki chłopów w zakresie tępienia zbójnictwa, "...aby do tey powinności wszystkie wsi państwa tego żywieckiego należały, a mianowicie którey by wsi bliżej ruszyć się na taki gwałt przypadło tudzież Wałaszy to iednak aby po razsądek i rozkazanie urodzonego starosty naszego podpadał".
            Również inwentarze włości żywieckich zawierają zarządzenia przeciw zbójnictwu. Inwentarz pochodzący z r. 1667 postanawiał: "Za każdym rozkazaniem zamkowym viritim bene armati powinni się ruszyć przeciwko zbójom i wszelkim hultajom infestującym securitatem publicam, a zwłaszcza po drogach i górach, a to pod garłem i utratą majętności".
            Dużo ciekawszy jest inwentarz z r. 1712, wprowadza bowiem sprawniejszą organizację mieszczan w razie potrzeby zbrojnego wystąpienia. Mieszczanie z poszczególnych ulic mieli się dzielić na dziesiątki, na których czele mieli stać dziesiętnicy z szefelinami (włócznia, oszczep).Przy tym każdy mieszczanin powinien był posiadać w domu muszkiet. Oddziały te miały być użyte do walki ze zbójnikami w terenie.
            Konstytucja państwa żywieckiego z roku 1708 powołała dożycia stałą służbę bezpieczeństwa - harników. Dawniej wynajmowano ich tylko w miesiącach letnich. Podatki na ich utrzymanie otrzymały z czasem nazwę "harnicze". Zostały zniesione przez władze austriackie gdzieś około roku 1790.
            Dla uzupełnienia wspomnieć należy o przywileju Karola Wielkopolskiego, chorążego koronnego z 20 sierpnia 1762 roku. Pan dziedziczny zatwierdził potomkom niejakiego Jodłowca posiadanie ziemi, zapewnione przywilejem Jan Kazimierza. Przy okazji jednak nie omieszkał dodać: "Ludzi swawolnych przechowywać, ani się z nimi łączyć żadną przyjaźnią nie będą, a gdyby się to pokazało, wolność tę, którą daję, z tej okazji tracić będą".
            Tyle mówią nam zarządzenia i inwentarze panów dziedzicznych Żywiecczyzny. Parę szczegółów należy jednak dorzucić z Dziejopisu żywieckiego.
            Otóż w r. 1706 pan nakazał burzyć i palić chałupy i szałasy zbudowane na leśnych polanach, "...aby się zbójcy w nich nie przechowywali, a na wsi aby każdy poddany nie w lasach mieszkał, co to było i przyszłego roku in Martio". Nie zapominano więc o niczym co w jakikolwiek sposób mogłoby ułatwić żywot zbójnicki. Wszystko to jednak były tylko półśrodki.
            Oprócz harników obowiązkiem ścigania zbójników obarczano wojewodów wołoskich i gajowych. Na czele osad wołoskich w Beskidzie Zachodnim stali wybierani przez Wołochów wojewodowie zwani inaczej wajdami, którzy do XVII w. byli przedstawicielami wiejskiego samorządu. W w. XVII stali się urzędnikami dworskimi mianowanymi przez dziedziców lub administratorów. Wajdom podlegali gajni czyli gajowi, których głównym zadaniem było pilnowanie pańskich lasów. W r. 1667 w państwie żywieckim było 23 gajowych. Poza tym do obowiązków wojewodów i gajnych, zwłaszcza w XVII w. należało ściganie i tępienie zbójników. Wajda powinien był schwytanych zbójników dostarczać do więzienia zamkowego, a także tych spośród chłopstwa, którym udowodniono kontakty z "ludźmi swawolnymi". Z resztą każdy wajda musiał składać odpowiednią przysięgę, która m.in. mówiła:

"A naprzód ludzi swawolnych, rozbojem, łupiestwem, kradzieżą i inszymi występkami przeciwko przykazaniu Boskiemu bawiących się, przestrzegać, onych pojmować, do więzienia zamkowego oddawać, równie i tych, u których takowi ludzie przechowania i składy swoje mają i mieli".

            Znamy ze źródeł kilku wajdów wołoskich w Żywiecczyźnie. Był nim Szymon Pirus ze Świnnej, który zginął z rąk zbójników w r. 161. Musiał być człowiekiem bardzo zamożnym, skoro pożyczył Mikołajowi Komorowskiemu 1356 złotych 22 grosze, a potem jeszcze 500 złotych. Głośna była sprawa zabójstwa Marcina Jaszka w r. 1688. Wspominamy go z tego względu, że był on ojcem mianowanego w rok później wajdą także Marcina Jaszka. Dla syna miał być to pewien rodzaj rekompensaty za śmierć ojca.
            Szczególną gorliwość w tropieniu zbójników wykazywali gajowi. W r. 1709 z winy gajowych zmarł zbójnik Piotr Pawliczny alias Kuśnierz z Ciśca. Stawiał on opór gajnym i został przez nich tak obity obuchami, że po kilku godzinach zmarł w więzieniu.
            Z czasem funkcję wajdów przejął leśniczy państwa żywieckiego, stały płatny urzędnik pochodzenia szlacheckiego. Obowiązki gajowych pozostały jednak niezmienione, nawet do czasów austriackich, np. w schwytaniu Proćpaka w r. 1795 brali udział gajni i leśniczy.
            Nawiązując do czasów austriackich, należy dodać, że wówczas zwalczano zbójnictwo przy pomocy wojska, co początkowo dawało nikłe rezultaty. Z powodu braku sprawnego sądownictwa karnego, więzień, policji oraz zniesienia tortur ruch zbójnicki rozwijał się coraz pomyślniej. Wtedy to zastosowano środek ostateczny, a mianowicie wprowadzono sądy doraźne czyli tzw. Standrecht. Dopiero ta metoda okazała się skuteczna. Zlikwidowanie towarzystwa Proćpaka zakończyło okres największego rozkwitu zbójnictwa.
            Zastanawiający jest fakt, że przez całą epokę Rzeczpospolitej szlacheckiej nie udało się wytępić zbójnictwa. Stało się to dopiero w wyniku rozbiorów. Opinie historyków na temat przyczyn tego stanu rzeczy można zebrać w kilku punktach:
  • a. niespokojne stosunki pograniczne, wojny, rozruchy wewnętrzne;
  • b. warunki geograficzne;
  • c. pomoc ludności góralskiej;
  • d. rzekoma łagodność dziedziców.
Dobrze wiemy, że ta łagodność wynikała z wyrachowania. Inne podane wyżej przyczyny miały pewne znaczenie, ale to nie one decydowały o trwałości ruchu zbójnickiego.
            Cała rzecz w tym, iż szlachta nie starała się dostrzec istotnych przyczyn rozwoju zjawiska, nie próbowała dotrzeć do jego podłoża. Rozwarstwienie i przeludnienie wsi, wreszcie coraz większy wyzysk - oto główne źródła niepowodzenia szlachty mimo szerokiego wachlarza zastosowanych metod walki. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz