sobota, 23 kwietnia 2016

Domy wiosną malowane - Vlkolinec
23 - 24 kwietnia


   Blade wiosenne niebo i niewiele nadziei na piękną pogodę, jaka umilała cały tydzień. Ruszamy z Izą i Adasiem na Słowację. Pierwszy przystanek w Jeleśni na kawę w budce u pewnej przemiłej pani. Nos wystawiony do słońca i uczucie odpoczynku, wytchnienia, chilloutu…
  Prawdziwą wiosnę widać tuż za granicą w Korbielowie, gdy wpadamy w wybujałość słowackich wzgórz i stepy łąk. Znajoma droga przez Orawę w stronę Rużomberoka… 



  Przystanek nr 1 na trasie, uzgodniony spontanicznie po drodze – Hrad Likava górujący nad wsią Likavka, tyle razy omijany po drodze z różnych wypadów… Odkrycie – budują tu autostradę! Robocze znaki pisane flamastrem prowadzą przez las, gdzie w ściółce zielone kwiaty cieszynianki i pojedynczy, samotny smardz – typowe słowackie oznaki nadciągającej wiosny…
 Niestety zamek jest zamknięty z przyczyn technicznych. Znajdujemy wąską ścieżynę okrążającą ruiny i balansując na krawędzi miedzy murami strzelającymi w niebo wprost nad głową a stromą skarpą, zwiedzamy go dookólnie. Zamek, choć niewielki, robi wrażenie. Mury zlepione z kamienia mają 700 lat! Zbudowany został po roku 1335 na polecenie możnego pana żupana Donca u stóp 

Prednego Chocza był najważniejszą twierdzą dolnego Liptova i siedzibą wojsk strzegących głównego szlaku handlowego prowadzącego z Liptova na Orawę. Zburzony w 1707 roku na rozkaz Rakoczego wycofującego się przed wojskami habsburskimi.
   Strzelista baszta jak dziób okrętu dumnie uniesiony ku blademu niebu… Pod nią tradycji staje się zadość i znów coś znajduję na szlaku – słuchawki do telefonu (które działają!) – zamiast talerzyków do kijków czy scyzoryków :P Niezły prezent od przodków.
   Krawądkami i osuwiskami okrążamy zamek i schodzimy w dół. Jest ciepło i trochę duszno a wokół zielona wiosna, ostre wzgórza, kwiaty, pąki, ptaki…




   Na upatrzonej kwaterze pusto, więc zabieramy aparaty i nie tracąc czasu ruszamy do Vlkolinca. Ostatnie osiedla Rużomberoka jak wymarłe – wszyscy są na zahradkach (ogródki działkowe) Zapach dymu i coraz szersza panorama – grupa Chocza, Czebrat, przedgórze Niskich Tatr i miasto z dymiącą papiernią w dole. W kamieniołomie pod Priehodem koparki przyklejone stromo do wyrobiska jak zabawki…
   Pierwsze kropelki deszczu… Wyniosły Chocz, pociemniały w nadchodzącej niepogodzie… Mozolnie pod górę, trawersem, przez laski i łąki… Pod Kruczą Skałą głosy… stąd już niedaleko. Senniki rozrzucone jak klocki na dywanie pastwisk, cisza i wieża kościoła na tle zieleni gór… Pierwsze malowane domy. Jesteśmy.





   Vlkolinec to wieś u stóp góry Sidorovo (1099m), po raz pierwszy wspomniana w roku 1376, zaś w 1993 wpisana na listę Światowego dziedzictwa UNESCO. Jako jedyna wieś na Słowacji pozostała w oryginalnej zabudowie ludowej. Domy ustawione szczytem wzdłuż drogi, w zabudowie szeregowej, z długimi podwórzami są przepięknie pomalowane i bielone wapnem. Pośrodku osady stoi zrębowa dzwonnica z 1770 roku oraz zrębowa studnia z 1860 r. Łącznie stoi tu 45 chat a na stałe mieszka 30 osób. Niegdyś wieś należała do drwali, pasterzy i rolników. Dziś cieszy nasze oczy, gdyż jest absolutnie urocza. Kilka stromych, wąskich uliczek, tylko w górę i w dół a wzdłuż nich te nieziemskie drewniane chaty malowane kolorami jak z obrazka. Zza okiennic przyglądają nam się drewniane figurki, kwiaty, donice i maskotki… Niebieski z żółtymi okiennicami, zielony, żółty, i te bielone, rzeźby, stare podwórza ze sprzętami sprzed wieków… Kwiaty pigwy i czerwone okiennice… Kowal, który wygląda jak Janosik wykuwa sprzączki i biżuterię…

 Środkiem wsi płynie strumień wprost ze źródła. Dwie panie wyszły z domu i płuczą w nim naczynia po obiedzie… Sielska, cicha, kolorowa wieś kryta gontem… Jeszcze tu cicho i niewielu turystów, latem już może nie być tak miło… Gdyby tu jeszcze słońce chciało zawitać, byłoby po stokroć piękniej. Można by siedzieć godzinami w tym sennym rozmarzeniu u stóp gór… Głód zagania nas do maleńkiej karczmy na bryndzowe pirohy, placki ziemniaczane i piwo.
   Późne popołudnie pachnie dymem a ziemia deszczem, gdy wracamy zielonym światem w świeżej, wiosennej mżawce. Szybkie zakwaterowanie i spacer na miasto. Znów zdziwienie – centrum sporego miasta w sobotni wieczór i – pusto! Urokliwy ten Rużomberok, ale nawet w takim miejscu straszą molochy starych fabryk i zakładów. Dwa piwa i powrót na kwaterę, szybka kolacja i szampan z okazji moich zbliżających się urodzin.







Rużomberok

Oravsky Hrad

 Poranek niedzielny wita chłodem i deszczem. Miały być góry, decydujemy się na Oravski Hrad. Przed Dolnym Kubinem na trasie zdziwienie – góry są pokryte piękną warstwą szadzi i śniegu. Termometr wskazuje -0,5 stopnia. Zamek niestety zamknięty z powodu prac renowacyjnych. Jak pech to pech. Trudno. Wracamy przez Przysłop, śnieg wali prosto w szybę samochodu a w Korbielowie biały las i żółte kaczeńce…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz