Blade
wiosenne niebo i niewiele nadziei na piękną pogodę, jaka umilała cały tydzień.
Ruszamy z Izą i Adasiem na Słowację. Pierwszy przystanek w Jeleśni na kawę w
budce u pewnej przemiłej pani. Nos wystawiony do słońca i uczucie odpoczynku,
wytchnienia, chilloutu…
Prawdziwą wiosnę widać tuż za granicą w
Korbielowie, gdy wpadamy w wybujałość słowackich wzgórz i stepy łąk. Znajoma
droga przez Orawę w stronę Rużomberoka…
Niestety zamek jest zamknięty z przyczyn
technicznych. Znajdujemy wąską ścieżynę okrążającą ruiny i balansując na
krawędzi miedzy murami strzelającymi w niebo wprost nad głową a stromą skarpą,
zwiedzamy go dookólnie. Zamek, choć niewielki, robi wrażenie. Mury zlepione z
kamienia mają 700 lat! Zbudowany został po roku 1335 na polecenie możnego pana
żupana Donca u stóp
Prednego Chocza był najważniejszą twierdzą dolnego Liptova
i siedzibą wojsk strzegących głównego szlaku handlowego prowadzącego z Liptova
na Orawę. Zburzony w 1707 roku na rozkaz Rakoczego wycofującego się przed
wojskami habsburskimi.
Strzelista baszta jak dziób okrętu dumnie
uniesiony ku blademu niebu… Pod nią tradycji staje się zadość i znów coś
znajduję na szlaku – słuchawki do telefonu (które działają!) – zamiast
talerzyków do kijków czy scyzoryków :P Niezły prezent od przodków.
Krawądkami i osuwiskami okrążamy zamek i
schodzimy w dół. Jest ciepło i trochę duszno a wokół zielona wiosna, ostre
wzgórza, kwiaty, pąki, ptaki…
Na upatrzonej kwaterze pusto, więc zabieramy
aparaty i nie tracąc czasu ruszamy do Vlkolinca. Ostatnie osiedla Rużomberoka
jak wymarłe – wszyscy są na zahradkach (ogródki działkowe) Zapach dymu i coraz szersza panorama – grupa Chocza,
Czebrat, przedgórze Niskich Tatr i miasto z dymiącą papiernią w dole. W
kamieniołomie pod Priehodem koparki przyklejone stromo do wyrobiska jak
zabawki…
Pierwsze kropelki deszczu… Wyniosły Chocz,
pociemniały w nadchodzącej niepogodzie… Mozolnie pod górę, trawersem, przez
laski i łąki… Pod Kruczą Skałą głosy… stąd już niedaleko. Senniki rozrzucone
jak klocki na dywanie pastwisk, cisza i wieża kościoła na tle zieleni gór…
Pierwsze malowane domy. Jesteśmy.
Vlkolinec to wieś u stóp góry Sidorovo
(1099m), po raz pierwszy wspomniana w roku 1376, zaś w 1993 wpisana na listę
Światowego dziedzictwa UNESCO. Jako jedyna wieś na Słowacji pozostała w
oryginalnej zabudowie ludowej. Domy ustawione szczytem wzdłuż drogi, w
zabudowie szeregowej, z długimi podwórzami są przepięknie pomalowane i bielone
wapnem. Pośrodku osady stoi zrębowa dzwonnica z 1770 roku oraz zrębowa studnia
z 1860 r. Łącznie stoi tu 45 chat a na stałe mieszka 30 osób. Niegdyś wieś
należała do drwali, pasterzy i rolników. Dziś cieszy nasze oczy, gdyż jest
absolutnie urocza. Kilka stromych, wąskich uliczek, tylko w górę i w dół a
wzdłuż nich te nieziemskie drewniane chaty malowane kolorami jak z obrazka. Zza
okiennic przyglądają nam się drewniane figurki, kwiaty, donice i maskotki…
Niebieski z żółtymi okiennicami, zielony, żółty, i te bielone, rzeźby, stare
podwórza ze sprzętami sprzed wieków… Kwiaty pigwy i czerwone okiennice… Kowal,
który wygląda jak Janosik wykuwa sprzączki i biżuterię…
Środkiem wsi płynie strumień wprost ze
źródła. Dwie panie wyszły z domu i płuczą w nim naczynia po obiedzie… Sielska,
cicha, kolorowa wieś kryta gontem… Jeszcze tu cicho i niewielu turystów, latem
już może nie być tak miło… Gdyby tu jeszcze słońce chciało zawitać, byłoby po
stokroć piękniej. Można by siedzieć godzinami w tym sennym rozmarzeniu u stóp
gór… Głód zagania nas do maleńkiej karczmy na bryndzowe pirohy, placki
ziemniaczane i piwo.
Późne popołudnie pachnie dymem a ziemia
deszczem, gdy wracamy zielonym światem w świeżej, wiosennej mżawce. Szybkie
zakwaterowanie i spacer na miasto. Znów zdziwienie – centrum sporego miasta w
sobotni wieczór i – pusto! Urokliwy ten Rużomberok, ale nawet w takim miejscu
straszą molochy starych fabryk i zakładów. Dwa piwa i powrót na kwaterę, szybka
kolacja i szampan z okazji moich zbliżających się urodzin.
Rużomberok
Oravsky Hrad
Poranek niedzielny wita chłodem i deszczem.
Miały być góry, decydujemy się na Oravski Hrad. Przed Dolnym Kubinem na trasie
zdziwienie – góry są pokryte piękną warstwą szadzi i śniegu. Termometr wskazuje
-0,5 stopnia. Zamek niestety zamknięty z powodu prac renowacyjnych. Jak pech to
pech. Trudno. Wracamy przez Przysłop, śnieg wali prosto w szybę samochodu a w
Korbielowie biały las i żółte kaczeńce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz