Znowu
wyszło samotnie. Cóż… Cieszę się, że się nie rozmyśliłam, ujrzawszy piękną
pogodę za oknem o poranku. Szybki plan – znajomy od lat szlak na niedzielne
rozgrzanie mięśni i ruszam o 10:25 z Żarnówki Małej nad zaporą w Porąbce.
Jest
ciepły dzień babiego lata. W lesie jeszcze pusto, cicho i strasznie sucho…
Każdego roku o tej porze wynosiliśmy z lasu kosze pełne grzybów – tego roku
jest susza i tak bardzo oczekujemy deszczy, by ożywiły las, nawodniły
wyschniętą na wiór ściółkę, by znów z daleka uderzała rozkoszną, wszechobecną
wonią rodzącej grzybni…
11:00 Kosarzyska. Przepiękne miejsce, jedno z
ulubionych w Beskidzie Małym. Tu można tkwić na tej polance godzinami, w ciszy,
już wysoko nad drogą, wśród przepalonych słońcem traw, fioletowych wrzosów,
pomiędzy brzozowym młodnikiem a bukowym lasem Zasolnicy, a w okienku zamkniętym
górskimi ramionami od zawsze Żar, jezioro i daleki Beskid płynący niebiesko pod
równie niebieskim niebem…
Idę dalej niespiesznie, bo ktoś wlecze się
przede mną i zbyt głośno gada. Podejście ramieniem Bujakowskiego Gronia wyzwala
w mięśniach lekki ból, ale uśmiecham się do siebie. Kiedy człowiek idzie górami
sam, to właściwie dobry czas nie tylko na drobne przemyślenia, ale na dobry
trening, dać z siebie wszystko, zrobić sobie mały wycisk, nie tylko przeć
bezmyślnie naprzód albo wymięknąć na podejściu. Więc tak sobie cisnę, aby
przystanąć, zwolnić, zmienić wycisk w prawdziwy spacer…
A oprócz tego jest pięknie. Niezależnie od
warunków. Dziś jest znajomy szlak i znajome lasy – ten na stokach
Bujakowskiego, ciemny i gęsty, świerkowy, aż wszystko wokół niego ciemnieje… a
potem wesołe młodniki obszyte borowinkami. Wszystko dziś cieszy. Oprócz ilości
ludzi w miarę zbliżania się do Hrobaczej…
Ostatnie, krótkie, jak zwykle hardkorowe
podejście pod szczyt. Zwalniam i postanawiam przejść je bez zatrzymywania.
12:45, Hrobacza Łąka. Kupuję reddsa na wynos, zamieniam słowo z panem z okienka
i ewakuuję się z oblężonej stonką łąki. Jak najdalej. Pierwszy głód…
Krzyż na Hrobaczej Łące |
Za Przełęczą U Panienki ludzie trochę się
rozłażą. Rozglądam się za malowniczą polanką, gdzie można się schować,
odpocząć, coś zjeść. Ale na Groniczkach wszędzie las, piękny i cichy, z dalekim
widokiem na podbeskidzkie wioski i pstrokatymi jarzębinami rozsianymi tu i
ówdzie, przypominającymi, że idzie jesień…
Podchodzę pod masyw Gaików. To dopiero urocze
miejsca. Zarastające łąki rozkołysanych, spłowiałych traw, ostrężyny, młodniki
i błotniste ścieżki… I nagle docieram do miejsca, gdzie błotnisty i czerwony od
gliny stawek, nad nim brzoza i aż przystaję… Pamiętam to miejsce sprzed lat, z
wycieczki z Elą J. Jak to możliwe, że nie byłam tu nigdy więcej? Od ponad 15
lat!! Nic się tu nie zmieniło…
Na Gaikach |
Niedaleko później decyduję się na popas, bo
burczy w brzuszku. Schodzę ze ścieżki, włażę w pierwsze lepsze krzaki i siadam
wśród wykrotów i borowin. Małe drugie śniadanie i papieros w towarzystwie
natarczywej osy. Wystawiam nos do słońca, które już nie opala, ale przyjemnie
grzeje… Szkoda, że nie mam książki…
Po godzinie idę dalej, przez węzeł na Gaikach
i od miejsca, gdzie odchodzi szlak niebieski na Lipnik, zaczyna się krótka
terra incognita do Straconki. Jakoś nigdy nie zrobiłam tego odcinka, wiecznie
było nie po drodze. Autostrada spacerowa do Bielska. Piękne widoki na
naprzeciwległe pasma – Skrzyczne, Magurę oraz całe Bielsko i okolicę u stóp…
Siadam na widokowym wyrębie na szczyciku Czupel i próbuję w oddali znaleźć
swoją ulicę. Ładnie to wszystko musi wyglądać wieczorem, kiedy zapalają się
światła…
Panorama Bielska-Białej z Czupla |
Długie zejście w dół, niżej ładnym lasem,
przez wyschnięte żłoby potoków, ku cywilizacji zastygłej w ciszy niedzielnego
popołudnia. Pachnie słońcem, brzoskwiniami i potem…
Dobry dzień. Tylko mój…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz