niedziela, 1 października 2017

Wycieczka na "piątkę z +" - Malinowska Skała - Skrzyczne
30 września

Bielsko-Biała. 9:20. Autobus nabity jak stodoła po żniwach wywozi nas na Biały Krzyż. Nie uśmiecha nam się ganianie w tym tłumie, więc postanawiamy przeczekać, aż się rozejdą po krzakach. Przy piwku. Niestety tu, na miejscu dowiadujemy się, że akurat dziś odbywa się tu na dodatek jakiś maraton górski. Dokładnie "Leśnik". Jak nie urok to sraczka, a jak to mawiała znajoma gaździna - "sracka, jak to sracka, przychodzi znienacka".

Ruszamy. Jest rześko. Co rusz wyprzedzają nas jakieś dzikie tabuny biegaczy. Że się im tak chce.

W końcu na Malinowie odsłaniają się pierwsze widoki na cel. Marne, bo marne, ale są.



No ciszy i spokoju to dziś tu nie zaznamy. Malinowska Skała oblepiona ludźmi jak słup ogłoszeniowy w trakcie kampanii wyborczej do parlamentu. Zdjęcia nie idzie urobić.




Szybki przeskok przez Kopę Skrzyczeńską, ruch jak na A4, jednak czasem warto przystanąć i zerknąć za siebie. A tam Barania, Magurki Wiślańska i Radziechowska, ładna gra świateł i cieni.





Pod Małym Skrzycznem dzieje się z Darkiem coś dziwnego (przyznał się dopiero w domu). Nie może złapać tchu, czuję się po prostu źle. Odnóża dolne zaczynają się dziwnie plątać, zwalnia tempo do minimum, w razie co będzie telefon na 985... Po kilku minutach dziwne samopoczucie mija, jednak w jego głowie kłębi się myśl - co to kurwa było???

Nóżka za nóżką i tak oto o 13:15 pada "piątka" do KGP. :lol



W schronisku z 200 osób i cep(r)elia. Śpiewają jacyś górole, ale śpiewają tak jakby poziom stężenia sięgnął już 2 promili. Zmykamy trochę w stronę Lipowej żeby było ciszej. Jakbym szukał hałasu i zgiełku, to pojechałbym na wycieczkę do jakiejś huty. Żarełko, piwko zdobywców i dwugodzinny chillout na jeszcze nie do końca zrudziałych trawach.

Krótko mówiąc - Skrzyczne robi na mnie przygnębiające wrażenie. Dzieci, psy i śmieci. I crossy lub enduro. Nigdy nie potrafiłem rozróżnić.

Czas zebrać dupska z tego festiwalu kiczu i komercji. Schodzimy do Buczkowic. Idę tędy pierwszy raz i tak po prawdzie zaczyna mnie się podobać dopiero gdy wchodzimy na zielony/czerwony. Pokazują się widoki na Mały, Kotlinę Żywiecką z nieśmiertelnym kominem Tesco, przerażającą górę Grojec...





Na Karmance przechodzimy przez fajne skalne skurczybyki, które postanowiły zalec dokładnie na szlaku.


A dalej już lasem, coraz niżej...

W Buczkowicach szybkie zakupy w markecie (fajki, bułka i 100 ml cytrynówki w celu wzniesienia toastu za wspólną piątkę do KGP), dopakowany bus do Bielska i tyle. Co tu więcej się rozpisywać.


P.S. Przy okazji tego wypadu przekroczyliśmy magiczną granicę 500 km butem w tym roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz