niedziela, 2 czerwca 2019

Żurawnica fajna jest
2 czerwca

Nadejszla niedziela a z nią piękna pogoda. W końcu. Powstał i na szybko plan i jak na niedzielę przystało - miało być spokojnie, leniwie, sielankowo i jeszcze raz leniwie...




Późnym porankiem docieramy do Krzeszowa u podnóży Żurawnicy. Tam mnie jeszcze nie było, zawsze nie po drodze. Jest więc powód, żeby się przez grzbiecik przekulać. Zaczyna się świątobliwie:





Ta pierwsza nazwę swą "Księża Studnia" zawdzięcza źródełku wypływającemu spod kapliczki nawet podczas suszy. A susza zaiste się zaczyna, bo grzeje niemiłosiernie, odkryty asfalt (szlak zielony) przez wieś nie ma litości. Mijamy straszny dwór.




Na końcu asfaltu jest sklep, z tzw. przysklepiem, gdzie oczywiście tętni niedzielne życie wiejskie, nie ulegamy jednak pokusom i dzielnie zmierzamy dalej, byle schować się w cieniu lasu. Z oddali kibicuje nam Leskowiec i Groń Jana Pawła II.




Kawałeczek lasem, prawie po płaskim i zaczynamy niewielkie podejście. Wzdłuż zapuszczonej łąki, trawiastą, ledwo widoczną ścieżką. Robi się dziko. Tak jakoś inaczej niż zwykło bywać w Beskidzie Małym. Bardziej przypominają się obrazki z Beskidu Niskiego. Wkrótce osiągamy podszczytową polanę Żurawnicy. Szlak omija bezpośrednio szczyt.






Praktycznie od samej polany, wzdłuż szlaku zaczyna się teraz pasmo skałek i wychodni zwanych Kozimi Skałami. Malownicze, porośnięte mchami i nieco już pozarastane przeróżnymi chaszczami, ciągną się długim zrębem aż poza połączenie ze szlakiem czerwonym (MSB). Pod nimi kluczy wąska, błotnista ścieżka - widać, że szlak chyba całkiem zapomniany, może jedynie chodzą tędy ci, którzy robią MSB. Naprawdę przypomina to Beskid Niski, są nawet liczne przeszkody terenowe w postaci zwalonych drzew, które trzeba omijać błotnistymi stromiznami. W błocie tylko ślady kopytek/raciczek. Przy jednym obejściu Darek prawie zalicza glebę ;)






Ostatnie parę metrów podejścia trzeba po prostu wbiec, niezła grapa-żeby nie zjechać w dół tam, skąd się przyszło. Połączenie szlaków. Teraz będzie już raczej łatwo i przyjemnie. I oczywiście bezludnie. Schodzimy zatem w stronę Przełęczy Carchel. Pięknie tam, cicho, sielsko i niedzielnie.




Babia Góra - Diablak i Cyl (Mała Babia Góra)

Postanowiliśmy poczęstować Maryjkę klopsikami w sosie pomidorowym.




Niestety trzeba było opuścić to urokliwe miejsce. Na pożegnanie...






Omijamy Gołuszkową Górę i kierujemy się w stronę przysiółka Żmije. Otwierają się widoki na Beskid Makowski.







Malowniczy przysiółek Żmije wita nas takim krasnalem ogrodowym.




Aby nie wracać przez Gołuszkową, postanawiamy zażyć chaszczingu. W końcu bez tego niedziela byłaby stracona. Na przełaj przez pola i krzaczory postanawiamy po poziomicy dotrzeć do zielonego schodzącego do Stryszawy.




Teraz pozostaje nam smętny asfalting w palącym słońcu. Babia wciąż czujna.




Na szczęście pod względem łapania stopa mamy level master i po półgodzinie drałowania drogą łapiemy pierwszego, który zwozi nas do połączenia dróg na Stryszawę i Krzeszów a tam pierwsze machnięcie i kolejny dobry obywatel zwozi nas pod kościół w Krzeszowie.
Takim oto leniwym sposobem kończymy jakże miłą i chilloutową wycieczkę, jak na niedzielnych turystów przystało.
Żurawnica fajna jest. Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz