Ostatni...

 Było ich dwoje. Nazwijmy ich umownie Matylda i Benio. Obydwoje od dzieciństwa byli zafascynowani górami. Matylda sama złapała bakcyla, choć na początku jej się to średnio podobało, a Benio odziedziczył chorobę zwaną "górami" w genach. Przez wiele długich lat obijali się gdzieś o siebie, jednak do spotkania nie dochodziło. Czasami potrafili się rozminąć o pół tygodnia, to znaczy on był ze swoimi w sobotę, a ona przychodziła na beskidzkie zadupie w środę. Albo w drugą stronę - ona schodziła rankiem z Chałupy, a on przychodził wieczorem. W końcu się zderzyli i było to zderzenie czołowe. Bo i jak inaczej można nazwać dwójkę świrów, którzy podzielają dokładnie tę samą pasję. Pasję włóczęgostwa, zamiłowania do architektury i odkrywania historii. W końcu się zakochali w bezmiarach Krainy Łagodności i w sobie.

P.S. Niech powyższy tekst będzie zakończeniem "Opowieści niedokończonych", choć Matylda i Benio nie mówią dość. Może gdzieś, kiedyś przy cieple ogniska dokończą te niedokończone. Kto wie? Z nimi różnie bywa...

2 komentarze:

  1. Opowieści były super, ale najlepsze są te przy ognisku, tym lepsze jeśli w Małastowie. Spotkajmy się tam jeszcze tej wiosny :)

    Karol

    OdpowiedzUsuń
  2. Karol. Może w Małastowie, noże nad Białą Nidą w Choinach, może gdziekolwiek nas zaniesie, może przy trzaskających polanach ogniska dokończymy to co niedokończone.

    OdpowiedzUsuń