wtorek, 15 sierpnia 2006

Jałowiec i Magurka Suska
15 sierpnia

 
  Plan odwiedzenia nieznanych tras wraca do łask. Tym razem znów towarzyszy mi Paweł zwany Dziadkiem. Ruszamy późno, bo dotrzeć gdziekolwiek z Kęt i z Żywca to koszmar (albo raczej do Żywca). Jedziemy przez Koszarawę a blask słoneczny rozświetla świat za szybą autobusu, nastraja kontrasty i Żywiecczyzna wygląda jak z bajki - lazurowe niebo, zieleń drzew, czerwień dachów i złote kopy siana malowniczo majaczące na horyzoncie. Jest przepięknie i gdy wysiadamy w Koszarawie Cichej, słońce i wiatr uderzają w twarz, wywołując uśmiech.

  Kierowca autobusu życzy nam miłej niedzieli (!) i skwapliwie objaśnia, którędy na skróty dojdziemy na wystającą ponad lasem kopułę Jałowca. Wchodzimy zatem na asfalt, za tajemniczymi znakami czarnych kwadratów, których nie ma na mapie i po kwadransie zastanawiamy się, gdzie my w ogóle jesteśmy? Chwila pracy z mapą i dochodzę do tego, że idziemy doliną Koszarawy, w górę potoku, do źródła. Kiedy mijamy leśniczówkę, wiem już, że się nie zgubiliśmy; zdążamy na azymut wprost na żółty szlak. Alternatywne wyjście. Też wesoło...
  Droga kończy się znienacka, albo raczej pozostawia dwie opcje - ostro w lewo, w górę, albo w jakieś moczary. Pniemy się więc mozolnie, by obok strąconej ambony dotrzeć do ponownego rozstaju. Upieram się odbić w prawo i tak po 5 minutach spotykamy szeroką ścieżkę, którą ponad wysokim lasem biegnie żółty szlak. Bingo!
  Tu odzywa się wiatr - wraz z momentem opuszczenia lasu. Przypomniały się "Sonety Krymskie". Gdyby był świt i mielibyśmy wóz, pewnie rzekłabym "Chodźmy, nikt nie woła..." Wspinamy się pod kopułę Jałowca polnym traktem a dookoła szepcą i syczą stada białych traw. Goni je wiatr przez borowiny, z których patrzą ludzie, goni wiatr przez połogi szczyt, wpada za koszulę i zmusza do ubrania swetra. Siadamy w trawach jak na tratwie płynącej przez ocean łąk rozpostarty od ponurego wału Diablaka po dalekie beskidzkie szczyty w ramówce pobliskich wzgórz. Tak tu pusto, niemal bezludnie, tylko złoto-błękitna przestrzeń pod powłoką zachmurzonego nieba. Będzie lało?...
 
Droga na Jałowiec
Lachów Groń
Babia Góra z Jałowca
Pasmo Polic
  Na szczycie przy rozstaju dróg wicher zrywa czapkę z głowy. Na szczęście tuż poniżej jest już spokój, mijają ludzie i niespokojny powiew zamienia się w ciszę wysokiego, czekoladowo-zielonego lasu. Zupełnie jak nadmorski bór z sangwinowym traktem pomiędzy szpalerem drzew. Pojawiają się ciche marzenia - może spotkamy jakie bydlę? Zamiast bydlęcia spotykamy dwie szalone, czarne wiewiórki goniące się wokół pni drzew z dzikim gulgotaniem. Kucam w trawie dusząc się ze śmiechu. Lepsze niż "Epoka lodowcowa"!
  Zdążamy ku Przełęczy Przysłop. Diablak spowity gęstą, deszczową chmurą, w dali połacie Beskidu Wyspowego i Gorców, melancholijne łąki i bukowe grądy usiane kwiatami. Przy okazji udaje się nazbierać grzybów. Kiedy już się wydaje, że lada chwila będziemy mokrzy, Naczelny Sterujący, czyli Pan Józek Sprawca Deszczu wciska wszystko między Babią Górę a Policę i tak przechodzimy przez góry suchą nogą.
 
Widok na Jałowiec z okolic Przeł. Przysłop
Beskid Makowski i Wyspowy
Lato
  Polany snują się plamami wyblakłego złota. Płożą się wśród rzadkich lasków brzozowych przekwitające lepiężniki i wierzbówka kiprzyca. Rozglądając się za grzybami, dochodzimy do skrzyżowania dróg między Stryszawą a Zawoją.
  Dziś nawet asfalt nie jest uciążliwy - nawet pod górę. Przyglądam się krowom i kolorowym kwiatom lata, przeskakując błoto i rozmawiając o wszystkim i niczym, docieramy pod Magurkę Suską, z której już droga powrotna w doliny.
  Poszarzał dzień. Duszne powietrze przeddeszczowe biegnie za nami, a tempo mamy popisowe, nawet zbierając grzyby i kwiaty jesteśmy ciągle gdzieś przed czasem. Ze spaceru też robi się maraton. Nic to. Dochodzą do głosu potrzeby organizmu - zachciało nam się pierogów. W dali majaczą już kolorowe domy Suchej Beskidzkiej i tylko trzeba zejść w jakiś sposób masakryczną asfaltową stromizną, gdzieś między osiedlami, wprost w "metropolię suską", a ja z grzybami w siatce i bez makijażu...
  Na dworcu uprawiamy swobodne włóczęgostwo - pożeramy kanapki Pawła siedząc na krawężniku. Uwielbiam ten film drogi. Trzeba go zawsze brać z rozpędu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz