niedziela, 7 lutego 2010

Zimowa audiencja u królowej
7 lutego

Babia Góra


 
Postanowiłem złożyć pokłon miłościwe panującej nam Królowej. Namawiano mnie przez równy tydzień. W piątek wieczorem podjąłem męską decyzję... idę. Miałem cichą nadzieję, że Miłościwa Pani wybaczy moje zaniedbania. Niestety, pokazała władczy pazur. Niby słońce, morze mgieł w dolinach, inwersja, a jednak na szczycie piździło okrutnie (chyba te Diablakowe biesy się tam zleciały na sabat). Czułem się jak na torturach.

Pomysł narodził się jakoś tydzień temu. Ufok musiał się trochę namęczyć, aby mnie namówić, jak widać udało mu się. Ruszyliśmy z Andrychowa wraz z Asią zwaną Krysią, Markiem i Andrzejem o 6 rano. Pogoda nastrajała do.......... popełnienia rytualnego samobójstwa, a nie górskiej wycieczki. Pochmurno, padający śnieg, szaro, ponuro po prostu beznadzieja. Idąc z Krowiarek na Markowe Szczawiny zastanawiam się czy z Brony będzie widać chociaż Małą Babią.



 
No nic. Dochodzimy do schroniska, gdzie czekamy na Olę i takiego1gościa, którzy dojechali na Krowiarki jakąś godzinę po nas.



 
Samo schronisko, no cóż. Ani mnie ziębi, ani grzeje. Jakoś tam teraz tak... sterylnie. Na jadalni białe ściany, ubikacje o naprawdę wysokim standarcie, a jednak te stare belki miały swój urok. Ceny rozsądne. Siedzimy, coś jemy (nie polecam naleśników z truskawkami), sączymy browarka. Gdy dochodzą Ola i taki1 następuje żywiołowe powitanie. Jeszcze chwila oddechu i już w siedmioro ruszamy na Bronę. Pogoda jakby się poprawiała.



 
Mniej więcej od wysokości 1200 m zaczyna świecić słońce.



 
Z Brony niesamowity widok na Królową, Cyl i morze mgieł w dolinie.
 




 
Tradycyjna w takich warunkach sesja foto i ruszamy w stronę Diablaka. Na grani jest prawie upalnie, niemalże brak wiatru, znad morza mgieł wystają tylko Pilsko, Polica, Wielka Racza, Mała Fatra i gdzieś tam na południowym horyzoncie delikatny zarys Tatr.




 
Przed samym szczytem zaczyna wiać. Jednak Królowa musi pokazać kto tu rządzi. Krótki popas na szczycie, grupowa fotka naszej wesołej bandy, herbata, czekolada Oli o twardości mieszczącej się pomiędzy stalą, a diamentem i ruszamy na dół.




 
Wieje, grań miejscami wywiana do lodu, ale idzie się dobrze.




 
Po 2 godzinach dochodzimy na Sokolicę.



 
Ostatni rzut oka na gniewną Królową i zaczynamy wracać do auta zaparkowanego na Krowiarkach. Ogólnie - piękna wycieczka w fantastycznym towarzystwie. Warto było pomarznąć odrobinę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz