niedziela, 19 sierpnia 2012

2096 czyli smażenie na raczka
19 sierpnia

Czerwone Wierchy




Skład: Jolanta, Nena, Brombella, Bogna, Gennaro, Jardo, i mła.

Zaczęło się niewinnie, ale tak się zawsze zaczyna, od dotarcia z małymi perypetiami do Gronika. Tu w oczekiwaniu na ekipę Bromby rozkładamy na parkingu mały biwak. Oczekiwanie się odrobinę dłuży, ale tak to już jest jak ktoś jadąc pod Małołączniak wybiera drogę przez Chyżne.W końcu są. Ruszamy.
 

 
 
Pogoda jest wymarzona, jak na razie, ciepło, ale nie upalnie, lekki wiaterek. Na szlaku spory ruch. Po wyjściu na Wielką Polanę dostajemy po ślipiach. Urwiska Wielkiej Turni robią stąd niesamowite wrażenie.
 

 
 
Gdzieś tam w tle majaczy pierwszy dzisiejszy cel (i zarazem, jak się za kilka godzin okaże, pierwszy w życiu dwutysięcznik Neny i Bogny) - Kopa Kondracka.

Podchodząc pod )( Kondracką focę namiętnie  - jest co. Widok co krok to szerszy. Wielka Turnia powoli zostaje pod nami, wyłaniają się skały Małego Giewontu i krzyż na szczycie jego Brata Większego...
 

 
 
W końcu )( Kondracka. Dzikie tłumy. No ale co się dziwić skoro wali tędy największa masa stonki na Giewont. Przy okazji mamy przegląd najnowszych trendów mody wysokogórskiej. Klapki, sandałki, tenisóweczki, koszulki więcej odkrywające niż zakrywające... Na szczęście są i inne widoki.
 

 
 
Po krótkiej chwili odpoczynku ruszamy w stronę Kopy Kondrackiej. Robi się bardzo ciepło, jednak dzięki lekkiemu wiaterkowi jest nie najgorzej.

Kopa Kondracka - 2005 npm. Plecak robi głośne jebudu o glebę, aparat żegna się z futerałem, a Nena dostaje autentycznej głupawki w związku ze swoim pierwszym w życiu 2000+ npm. Wspólna fota zdobywców (niestety przypadkowy fotograf się nie popisał i trochę "uciął" Gennara:
 

 
 
A widoki ze szczytu potrafią skrzywić psychikę na całe życie:
 

 
 
Krótki odpoczynek i ruszamy w stronę Małołączniaka. Jest tego podejścia kawałek. Ale za to w jakiej scenerii!!! 
 

 
 
2096 npm. Wiatr ustał, patelnia i my na niej jak te skwarki. Powtarza się sytuacja z głupawką Neny z Kopy Kondrackiej. No ale co się dziwić, to dla niej i Bogny drugie 2000+ npm w życiu. Widok jak zwykle - rozwala system.
 

 
 
Tradycyjna fotka dokumentująca szczytowanie (przy okazji Jardo udowadnia, że żubr występuje nie tylko w Beskidach, ale w całych Karpatach).
 

 
 
Teraz jeszcze tylko 3 godzinki zejścia i będziemy w domu. I jak mi ktoś powie, że Tatry Zachodnie to takie tylko pagórki, to dostanie w pysk. Zejście typu "morderca kolan". W połowie Wielkiej Świstówki łańcuch, który nasze debiutantki tatrzańskie pokonują w ładnym stylu, choć w oczach widać panikę.
 

 
 
Po panice następuje co??? Kto zgadnie??? Oczywiście głupawka :D

Reszta zejścia na Przysłop Miętusi w zasadzie bez historii - długo i monotonnie. No może poza widokiem na Krzesanicę i Ciemniak.
 

 
 
Spotkanie z Jolą i Brombą, które zostały na Wielkiej Polanie, krótkie zejście na Gronik, piwko w Kościelisku i do domciu. Jestem kilka minut po 23, umordowany jak koń po westernie. Spalona skóra piecze - dobrze, bardzo dobrze!!!

Podsumowując. Założenie taktyczne wykonałem 2096 npm zaliczone. Wyszło tego ponad 7 h trasy, bez mała 1200 m przewyższeń, blisko 15 km w nogach. Dziękuję całej ekipie za cudnie spędzoną niedzielę.

P.S. Szczególne słowa uznania dla tatrzańskich debiutantek za dzielne spisywanie się podczas zdobywania pierwszego w życiu 2000+ npm (a nawet dwóch).
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz