sobota, 17 sierpnia 2013

Chociażbym kroczył ciemną doliną...
17 sierpnia

Tatry Wysokie


... zła się nie ulęknę. Bo Ty jesteś przy mnie..." (Psalm 23).

Nie wiem dlaczego, wstając o trzeciej nad ranem, przypomniały mi się te słowa. Czyżbym był prorokiem??? :D 

Eeeee chyba nie, A jednak coś w tym było. 

A było tak...

Po jaką cholerę ja przeczytałem propozycję wyjazdu na Szpiglas na pewnym forum. Po jaką cholerę ja zadzwoniłem do organizatorki. Po jaką cholerę???!!!

Sobota. 3 nad ranem. Zamiast się przewracać na drugi bok, to ja nie. Jeb!!! Plecak, kawusia, bankomat, nocny i umówione miejsce spotkania w Andrychowie. O 4:40 (co za kurwa barbarzyńska pora!!!) ruszamy w kierunku Palenicy Białczańskiej. Świt zapowiada niezłą lampę. Próbuję jeszcze w samochodzie nieśmiało namówić dziewczyny do odwrócenia trasy, czyli Palenica - DPSP - Szpiglas - Moko - Palenica. Ale się uparły, że pierwsze ma być Moko. No to milknę. Co się będę z babami kłócił. Jeszcze w łeb dostanę i podrzucą mnie na pożarcie wilkom.

Na Palenicy odpust. Na asfalcie do Moka dzikie tłumy. Przegląd mody trekkingowej. Klapki, balerinki, szpilki. Jedyny jasny punkt to odwiedziny w Starej Roztoce, w której nie byłem ze 20 lat. I wracają wspomnienia ;)
 
 
 
 
Morskie Oko. A może należałoby się zastanowić nad zmianą nazwy. Na Ustka lub Władysławowo na przykład??? 
 
 
 
 
Szybkie piwko i jak mawia klasyk - "Trza spierdalać"!!!

Na początku idzie mnie się źle. A właściwie nie idzie tylko pełza. W dodatku ten cholerny upał. A miało być tak pięknie. Przynajmniej widoki co raz lepsze.
 
 
 
 
Mnich obwieszony ludźmi jak choinka na Boże Narodzenie.
 

Jeszcze chwila, jeszcze dwie. Jeb!!! Przełęcz, rzut matrycy na DPSP.

 

 
 
Zostało 60 metrów w górę więc nie ma się co pierdolkić w tańcu. 15 minut katorgi i 2172 npm zaliczone planowo, w stylu alpejskim i bez użycia tlenu. Żyję i dycham. Widoki szarpią beretkę.
 
 
 
 
Robi się delikatnie późno więc czas w dół. Dziewuszki, pomimo koszmarnego korka, dzielnie radzą sobie z żelaziwem. 
 
 
 
 
Chwila restu i dowiaduję się przy okazji od moich współdreptaczek, że łańcuch trzeba trzymać jak faceta - czyli krótko. Od siebie dodaję nieskromnie, że krótko i między nogami.

Przez ten pieroński korek na łańcuchach mamy kolejne dobre pół godziny poślizgu, a słoneczko powoli chowa się za Gładkim Wierchem. Robi się niewesoło, tym bardziej, że mamy tylko 2 latarki na czterech luda (moja została w drugim plecaku, po prostu zapomniałem przełożyć). 
 
 
 
 
Pędem do schronu w DPSP, browarek i czas zmykać koło Siklawy w głąb Roztoki.
 
 
 
 
Robi się całkiem ciemno gdzieś tak kawałek za Rzeżuchami. I jak mi ktoś powie, że Roztoką się fajnie chodzi to dostanie w pysk. I polecę mu zejście do Wodogrzmotów po zmroku bez światła przy dupie. Dawno nie przeżyłem takiego koszmaru. Ta dolina nie ma końca!!!

Wiem, że powinienem dostać mandat za poruszanie po terenie TPN po zmroku, ale co miałem robić??? Siąść na głazie i czekać aż mnie misiek zeżre??? Wodożjeby Mickiewicza!!! Pierdolę!!! Błogosławiony asfalt!!! A tak go zawsze przeklinałem ;)

Niemalże 23:00. Palenica. Auto. Koniec mordęgi. Doszedłem "na oparach". Mam serdecznie dość Tatr, kamieni, ciemnych lasów i gór ogólnie. Ale za kilka dni mi przejdzie :D

Podziękowania za świetną wycieczkę, którą będę długo pamiętał dla Joli, Neny i Darka T z forum Beskidu Małego. No i przy okazji pozdrawiam sympatyczną parę żywiecko-czechowicką, z którą przegadałem godzinę przy schronie w DPSP, przy okazji reklamując Klub Chimalajowy.

Było miło choć wyjebanym jak koń po spaghetti westernie reżyserowanym przez Sergio Leone. 
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz