Sobotnie popołudnie. Spotykamy się z Bartkiem
w Krakowie. Jak to miasto się dynamicznie zmienia… Chwilę później jesteśmy w
Skale i ruszamy do Ojcowa, omijając główny trakt i wstępujemy na starą ścieżką,
którą niegdyś chadzano na msze do ojcowskiej Kaplicy Na Wodzie – Drewnianą Drogę.
Powstała ona w 2005 roku a nieopodal znajduje się odrestaurowany cmentarz
choleryczny. Nazwa dzisiejszej ścieżki i wąwozu prowadzącego do Ojcowa wywodzi
się od bali, którymi wyłożone było dno wąwozu. Umożliwiały one transport dział
za czasów I wojny światowej.
Kiedy tylko wstępujemy między pola i łąki,
następuje długo wyczekiwana i upragniona cisza… Niknie poszum dróg i wszelki
zgiełk… Jest droga i las, ludzie przerzucający siano na polu, strachy na
wróble, żółte wiechliny pod chmurnym niebem… samotny krzyż wśród łąk… A dalej
piękny las Parku Narodowego a w nim majestatyczne graby i czerwone korale
rzadkiej roślinki – obrazka plamistego…
|
Drewniana Droga |
|
Krzyż przy Drewnianej Drodze |
|
Obrazki plamiste |
Zderzenie z weekendowo – wakacyjną
rzeczywistością Ojcowa jest bolesne – tłumy ludzi i samochody. To nic, my tu
tylko na chwilę, na pysznego pstrąga w Karczmie Pod Nietoperzem i czeskie piwo
Holba. Ojców jak zawsze piękny. Stary i
majestatyczny, z drewnianymi willami zatopionymi wśród dojrzałej, bujnej
zieleni ogródków, ukwiecony kolorami kwiatów późnego lata i byłby to doskonały
Tajemniczy Ogród, gdyby nie rozpasane tłumy niedzielnych turystów. Cuchnących
spalinami, perfumami, pieniędzmi i tandetą. W rękach mają siatki na motyle
(!!!) a na nogach buty na koturnach. Szkoda gadać…
|
Baszta zamku w Ojcowie |
Uciekamy w Sąspowską i nareszcie spokój i
kwintesencja parku. Zielono i dziko… tu mieszkają bobry, co widać po
rozlewiskach na Sąspówce. Rzeczka wije się wzdłuż drogi, jej brzegi obszyte są
rzęsą wodną koloru szmaragdu a woda jest tak krystalicznie czysta, że chciałoby
się zanurzyć twarz i tkwić tak w ukojeniu z rzęsą wplątaną w rzęsy… A nad wodą
pochylone cicho karłowate wierzby…
Dalej w las, grąd pełen grabów, pociemniały
bór. Docieramy wąwozem do końca doliny i nad wyschniętym korytem potoku
wychodzimy ku rozstajom dróg. W lesie przycupnęły omszałe skałki, pusto tu i
prawie dziko. Dzień schyla głowę ku wieczorowi z nieśmiałym jeszcze zachodem
słońca. Przysiadamy na łące pełnej przekwitłego rdestu, na szybkie piwko i – na
kwaterę do Woli Kalinowskiej.
|
Sąspówka |
Wstajemy zbyt późno. Słońce już wysoko.
Szybko wyrabiamy się i wybiegamy w jasny, ciepły świat. Stary dom obrośnięty
winoroślą, droga między pola… Pustka, ząbki skałek nad Doliną Prądnika, zielone
wały wzgórz, pastelowe kłosy traw i złote wiechliny, białe kwiaty rumianku i
błękitne niebo… Prosty, harmonijny krajobraz tak doskonały w swej prostocie…
Nie trzeba księżycowych gór i kosmicznych kanionów, majestatycznych szczytów i
rajskich ogrodów. Tu jest wszystko napisane najczystszą harmonią sielskości i
uroczego minimalizmu…
|
Dom w Woli Kalinowskiej |
|
Droga z Woli Kalinowskiej do Ojcowa |
I znów szosa. Miliony samochodów. Krótki
postój przy Kaplicy na Wodzie im. Św. Józefa Robotnika. Wzniesiona została w
1901 r. ponad dwoma brzegami Prądnika w Ojcowie. A „na wodzie” dlatego, jak
głosi legenda, by sprytnie obejść carski zakaz budowania czegokolwiek na ziemi
ojcowskiej. Tumult narasta. Panie na szpileczkach, leniuchy wożące się
bryczkami zaprzężonymi w śliczne, dostojne koniki i ignoranci pod znakiem
zakazu dokarmiający kaczki na stawie… Ech szkoda gadać…
|
Kaplica Na Wodzie |
Wąwóz Korytania. Trochę tu ludniej niż
zapamiętałam z ostatniego pobytu, ale to było chyba z 10 lat temu… Przysiadamy
na ławeczce pod Górą Okopy – przerwa na raciborskie rżnięte przed kolejną
trasą. Dalej Dolina Prądnika zwęża się. Zamknięta skalną bramą, wprowadza nas w
Prądnik Korzkiewski. Od prawej ściana i las, od lewej łąki i ogródki działkowe.
Skręcamy w drogę ku Białemu Kościołowi i mozolnie, asfaltem wychodzimy w górę
spory kawał od doliny do wsi. Tu obiad w pizzerii (ohydne mięso, dziwne, że w
ogóle jeszcze żyję) i w dalszą drogę – do doliny Kluczwody leżącą pomiędzy
Wierzchowiem a Bolechowicami.
|
Skała Rękawica |
|
Początek szlaku na Górę Okopową |
Kameralna i piękna, potok Kluczwoda wije się
serpentynami wśród lasu, przekraczamy brody, mostki i urokliwe zakamarki.
Niestety czas nas goni, więc nie wdrapujemy się na widokową Skałę Zamkową, a
szkoda, niestety trzeba jeszcze pokonać prawie 150 km drogi powrotnej środkami
transportu publicznego a popołudnie już chyli głowę wieczorowi. Więc teraz po
wyjściu z doliny tylko miarowe nabijanie kilometrów na asfalcie w poszukiwaniu
autobusu. Rozstajemy się przed Zabierzowem.
|
Potok Kluczwoda |
|
W Dolinie Kluczwody |
W Krakowie i w drodze powrotnej żegna mnie
przepiękny zachód słońca rozpięty nad miastem i wzgórzami. Jakby świat mówił –
dobrze, że przybyłaś w te strony znów. Dobry weekend.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz