Tym razem plan docelowy to chatka studencka na Lasku w
odwiedziny u starego znajomego Mariusza. A żeby było ciekawiej – doklejamy do
tego wypadu niedługą traskę mało uczęszczanymi Czeretnikami, czyli pasmem
bocznym Beskidu Małego ciągnącym się od Ślemienia po Pewel Małą.
Pogoda nie
rozpieszcza. Gdy wysiadamy z Darkiem z busa w Ślemieniu zaczyna się pierwsza
mżawka. Decyzja – szybkie piwo, uzupełnienie zakupów i pomimo niesprzyjającej
aury – zasuwamy w górę.
Początek szlaku to niestety asfaltowa droga
wznosząca się ku mglistej ścianie lasu. Mijamy niebieskie skrzynki na listy,
malwy w ogródkach i ruiny dawnego pieca hutniczego zbudowanego przez rodzinę
Wielopolskich. Przetapiano tu rudę darniową w żelazo a siłą napędową młotów
były wody potoku. Niestety piec oraz okoliczne zabudowania spłonął w roku 1780
i teraz tylko została po nim niszczejąca w oczach ruina.
Chmury są złowieszcze. Zakładamy kurtki
przeciwdeszczowe. Z mokrej ściółki zaczynają uśmiechać się pierwsze grzyby. I
tak zamiast za oznaczeniami szlaku patrzymy za grzybami i skręcamy w złą
stronę. Na szczęście szybko orientujemy się, że to nie ten kierunek i
zawracamy, ale przynajmniej klika ładnych okazów gniewusów wędruje od tej pory
z nami.
Szlak nie rozpieszcza. Dość szeroką
traktorówką, wśród lśniących od deszczu borowin, poprzez błota, pniemy się
mozolnie zboczem Gachowizny aż w połowie drogi dopada nas mocny deszcz siekący
twarz. Chronimy się pod gęstym parasolem świerkowych gałęzi, by przeczekać.
Batonik, herbatka, deszcz trochę zelżał, więc w drogę. Zbieramy grzyby, które
jak zmokłe kury wyrastają wzdłuż ścieżki i widać je z daleka po lśniących od
deszczu kapeluszach. Pachnie darń, pachnie mokre drewno, pachnie błoto…
Gachowizna (dokładnie pod szczytem
Gachowizny, 723 m), zmieniamy szlak z niebieskiego na żółty i zaczyna się
najprzyjemniejszy odcinek trasy – po wierchach Pasma Pewelskiego czyli
Czeretników. Łagodne zejścia, łagodne podejścia, falujemy wśród mgieł i z
deszczem za kołnierzem. Przeskakujemy błota i płyniemy przez łąki i pomału
zarastające łąki śródleśne… I tylko żal, że nie widać dalej niż pobliski las,
bo widok z Czeretników jest piękny, na Babią Górę, Pilsko, Jałowiec… Ech, nie
dziś niestety… Powyżej przysiółka Olszówka pod Czeretnikiem przysiadamy na
plecakach wśród traw. Pod niebem krąży kruk, w dole parują wzgórza. Szybkie
piwko dla kurażu i dwie przemoknięte kury zbierają się do dalszej drogi.
Reklamówka z grzybami coraz cięższa.
Czeretnik (766 m) to najwyższe wzniesienie
całego pasemka, polanka otoczona lasem. Przeskakując błota schodzimy z niego na
malowniczą przełączkę, gdzie stoi murowana kapliczka. Przestaje padać, jedynie
pojedyncze krople deszczu, które wiaterek strąca z drzew kapią na nos. Stąd
widać przysiółek Madeje i mgły wznoszące się ponad czerwone dachy. Odsłaniają
się nareszcie pomaleńku góry, głównie pasmo Jałowca i Czerniawy z ledwo
widoczną Babią w tle a po drugiej stronie – już z dalszych polan za kapliczką –
Pilsko i Barania ze Skrzycznem na ostatnim planie.
Dymią góry… Malowniczymi łąkami docieramy do
przysiółka, gdzie cisza, spokój, bezludnie, przy zagrodach szczekają jedynie
pieski i gdaczą kury. Nie spotkaliśmy żadnego człowieka jak do tej pory. Nawet
przy obejściach nie ma żywej duszy. Szkoda, że trzeba już schodzić, szkoda, że
to pasmo jest tak krótkie, bo można by iść nim w nieskończoność, przez te mokre
łąki, przez pachnące grzybnią lasy, uśpione w deszczowych mgłach…
Schodzimy asfaltem do Pewli. Po drodze usiłujemy
zrobić zdjęcie koziołkowi sarny, ale płoszy się niestety. Szybka przekąska w
Pewli U Świętych i zgarnia nas autem Mirek. Zostawiając auto u górala pod domem
na przysiółku nieopodal, do Chatki SST Lasek docieramy w 20 minut szlakiem
„chatkowym”.
Ale to już zupełnie inna historia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz