piątek, 20 stycznia 2017

Cztery dni w Sądeckim
20 - 23 stycznia


   Dziennik pokładowy, dzień pierwszy - 20 stycznia, piątek - Prehyba

   Lądowanie w Szczawnicy przed południem, za suchy de volaille w miłej knajpce, szybkie uzupełnienie zakupów  i zasuwamy przez Plac Dietla. Szczawnica rozleniwiona i nieco pusta, mijamy piękne  wille uzdrowiskowe, niektóre z nich już zapomniały o czasach swej świetności i straszą odrapanymi murami i ślepymi oknami zabitymi na amen. Czy jeszcze kiedyś ktoś przywróci im życie i dawny blichtr?



   Wznosimy się nad ostatnie przysiółki a mglisty krajobraz niemrawo wyłania się z szarości. Nie będzie dziś widoków i dalekich panoram, myślę… Niezliczone hektary drogi za wodospad Zaskalnik i zbyt duży wór na plecach. Po zbyt dużej przerwie. Trudno, ciśniemy. Ostatnie pieski na szlaku przy leśniczówce, nawet nie chce się im szczekać…  Drwale przy rozgałęzieniu szlaków i tutaj wbijamy w stokówkę, na niebieski szlak,  przez lodowiska  zmarzłych potoków i kobierce ściętych gałęzi świerkowych i się zaczyna...
   Podejście pod Koszarki;  dwa kroki w przód, półtora w tył.  Darek dzielnie ciągnie w górę, a mnie się plątają nogi. Wstyd, hańba, zbieram dupę, trzeba dać z siebie wszystko, pewnie, że dojdę. I nagle sponad linii lasu ukazują się widoczki, które wynagradzają wszystko, co człek wycierpiał do tej pory - Tatry i Pieniny na pierwszym planie spowite późnymi popołudniowymi mgłami. Warto było, tym bardziej, że jestem tu pierwszy raz. Chwila oddechu po mozolnym podejściu i przed kolejną turą zdobywania wysokości. Dochodzi z prawej zielony szlak, przedtem rzucam jednak wór w śnieg i 5 minut na złapanie oddechu. Nogi jak z waty. Gdzie ta kondycja???

Pieniny i Tatry spod Koszarek


   Gramolimy się na Czeremchę wśród pięknie ośnieżonych drzew. Ledwo zipię ale już niedaleko. Tak przynajmniej twierdzi GPS… Ostatnie poblaski słoneczne przed zachodem przebijają się przez zwały chmur nad Pieninami i to są niestety ostatnie widoki, jakie będzie nam dane podziwiać dziś i jutro (niestety). Już widać z dala schronisko i wieżę przekaźnikową na szczycie Prehyby. Pocieszające, jednak droga dłuży się w nieskończoność a gardło wysuszone oddechem.
   Zachód mleczny, mglisty, romantyczny... spod schroniska niestety widzimy tylko kawałek przekaźnika, fragmenty zaśnieżonych ławek, 1/4 choinki... Gorący, słodki grzaniec i kanapki na kolację. Nikomu się nawet nie chce gotować. 
Ciepły prysznic i zasypiam w mgnieniu oka, jak dziecko… A nazajutrz... 
  
    Dziennik pokładowy, dzień drugi - 21 stycznia, sobota - Cyrla

  ...paprotka wieczorem w jadalni wyglądała jak paprotka... została pozbawiona swej godności. Przy śniadaniu okazało się przez kogo...  Do jadalni weszło 3/4 niedźwiedzia (uroczy, majestatyczny nowofunland), się poprzytulać. Bo paprotka już odmawia  Kawa, papieros i czas w drogę.

Schronisko PTTK na Prehybie w porannych mgłach

   Prawie puste schronisko zaklęte w mgłach żegna nas niknąc już za pierwszym zakosem w mlecznej toni… Kopiemy, ryjemy, nawiane ponad kolana, człowiek wpadł i ni ma jak wyleźć, tylko kuriozalne wymachiwanie kijami ponad głową i przekleństwa miotane pod nosem... A rakiety kurzą się w domu... Skrzyżowanie szlaków – wybieramy zejście do Rytra niebieskim szlakiem. Nawiane zaspy i stromy stok po lewej. Wspaniale oszronione drzewa. Temperatura znośna, wiatr miota się gdzieś górą, jakby świat chciał nabrać jasności a nie mógł… Dobry kopny śnieg i nieco lżejszy plecak sprawiają, że po stracie pół godziny na ryciu w zaspach nabieramy w końcu prawie letniego tempa. W końcu docieramy pod Diabli Garnek, gdzie przy szlaku przycupnęły malownicze skałki. Herbatka, niespodzianka: piękne wilcze sznurowanie, które się ciągnęło kilka km po szlaku turystycznym. W międzyczasie mnóstwo innych tropów - żbik, może ryś, wiewiórka, lis, kuna i zając i jelenie, i sarny... i dziki.


   Do Rytra miła trasa. Do czasu... Śniegu tutaj jakby coraz mniej. Spotykamy samotnego skiturowca, cztery osoby po drodze i za krzyżówką szlaków przy zejściu do Rytra zaczyna się armaggggggedon. Nie wiem jakim cudem i na ostatnich nogach, dziko było i w pionie - dałam radę... uffffffff... Teraz tylko monotonne darcie asfaltem do centrum.
   Dwa dni wcześniej właściciel z Cyrli pytał jak chcemy się do nich dostać, polecił drogą dojazdową przez Makowicę. Bardzo miło z jego strony, cały czas czujny i zatroskany, by się ludzie nie pogubili. A więc obiadek w Rytrze w schronisku „Pod Roztoką”, gdzie przemiła atmosfera, pyszne jedzenie i miła pani, uzupełnienie zakupów i zasuwamy na zamek ryterski. 
  


  Ledwo zipię tym pieprzonym asfaltem pod te cholerne strzępki ruin... Niewiele już z tego zostało… A potem zawijaski drogi i tak sobie pomału, niespiesznie lecimy w górę. Złapałam rytm i oddech na łagodnych zakosach drogi. Przysiółek Makowica jak malowany, zaczyna się przejaśniać nad światem, ale to jeszcze nie to... Ponad domami ostatnie podejście do złączenia szlaków i znowu ciężki wór leci w zaspę. Dużo dziś w nogach i wcale nie łatwo. Dużo zejścia i całkiem sporo podejścia. Chwila odpoczynku i nagle wrzaski z góry. Ekipa z Myślenic wita nas na szlaku kielonem cytrynówki i zaproszeniem na imprezę w szałasie z grillem. Jak miło
   Cyrla osiągnięta przed zmrokiem. W oknach światła, grzaniec i przemiła obsługa. Kotka Zosia snuje się po barze, między napojami, po kominku, wszędzie jej królestwo... Schronisko miłe, ciepłe, odpicowane, nie mam ochoty wychodzić spod prysznica
J Wieczorny grill, śpiewanie, rozmowy przy kiełbasie i piwku i padamy…

Schronisko na Cyrli, powyżej ruiny zamku w Rytrze


   Dziennik pokładowy, dzień trzeci - 22 stycznia, niedziela – Hala Łabowska

   Sikorki... Wszędzie sikorki... Bogatki spasione jak na sterydach. Całe drzewo się od nich trzęsie Po śniadaniu zbieramy dupska, żegnamy Cyrlę i wychodzimy w mgłę... Chwilę później zaczyna dziać się magia i wychodzi niebieskie niebo  Chmury przewalają się przez gałęzie oszronionych cudnie drzew i im wyżej i dalej się wznosimy, tym piękniej. W koronach rzeźbionych szadzią ostatnie strzępy mgieł... Świat przejrzał na oczy.



Jaworzyna Kokuszczańska

   Od razu lepiej się idzie. Od razu lepszy humor. Jaworzyna Kokuszczańska z kapliczką, Hala Pisana, odmęty niewzruszonej bieli u stóp i nad głowami... Z Hali Pisanej szlak odbiega w lewo w las, my natomiast idziemy szlakiem narciarskim, przez wydmy hal, bo tam założony ślad i trawersując, wychodzimy na grzbiet, który teraz będzie nas prowadził zachodnim ramieniem w stronę Łabowskiej (3,8 km, jak głosi drogowskaz ). I nagle Beskid Wyspowy w oddali, Grybowskie wyłaniające się z ohydnej chmury smogu i zmierzch pomalutku ogarniający cały las, przez który brniemy w rozmiękłym śniegu a tabliczki na szlaku monotonnie odmierzają nam czas i dystans do Łabowskiej... 1.8 km... 1 km... Na horyzoncie zielono i złoto... Chmury przelewają się i kotłują w dolinach, robi się coraz bardziej inwersyjnie. Ostatnie podejście i w końcu jest. Koniec lasu, koniec drogi… 

 Hala Pisana




   Wieczór na Łabowskiej zaczytany i kompletnie sami dziś tu jesteśmy. Bardzo mili gospodarze. Na kolację makaron z sosem serowym i kiełbasą. W domu by tego normalny człowiek nie tknął, tu smakuje pysznie. Podobnie jak krupnik z makaronem i parówkami na śniadanie  Zza okna patrzą puchate kocury i piękny kolejny, przepełniony jasnym, słonecznym blaskiem dzień...
 
   Dziennik pokładowy, dzień czwarty - 23 stycznia, poniedziałek - powrót


   Wychodzimy o 9.30 w stronę Łomnicy. Szkoda opuszczać to miejsce, bo klimat wspaniały, total unplugged i gospodarze świetni, ale cóż, nie jesteśmy tu dla przyjemności  Spotykamy na drodze samotnego pana, który mówi - Tatry widać... Jakby sił witalnych przybyło i faktycznie - tuż ponad szałasami na Skotlarce ponad morzem złotych chmur wlewających się w doliny i siodła górskie, horyzont przyozdabiają przepiękne ząbki tatrzańskie... Raj dla oczu. Niestety trzeba się nacieszyć zbyt krótko i zacząć nieść swój krzyż pokutny, czyli zejście niebieskim szlakiem w dół do Łomnicy... Nie ukrywam, przejechałam połowę na tyłku. Ten skurwiel co wymyślił i wyznakował ten szlak powinien smażyć się w kotle piekielnym na samym dnie. Jeszcze tylko piwo i naprędce palone papierosy w oczekiwaniu na busa pod sklepem w Łomnicy i zaczynamy powrót... 

 Schronisko na Hali Łabowskiej


 Hala Skotlarka i Tatry w tle



   Fajny ten Sądecki. Dał w dupę. Fantastyczne schroniska, gospodarze, widoki i cisza tak właściwa zimie... Wrócę tu na pewno jeszcze nie raz… Do zobaczenia... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz