Wiosna, wiosna… Jak na jej powitanie
przystało, ładujemy namiot na plecy i wyruszamy z Darkiem szukać krokusów w
Beskidzie Małym. Pogoda rozpieszcza po raz pierwszy od wielu, wielu dni,
dlatego biwak na świeżym powietrzu z przepięknymi widokami jest sprawą
oczywistą.
Wyruszamy po południu w sobotę (cóż, praca…)
do Rzyk Jagódek i stamtąd bezszlakowo doliną Klimaski. Jeszcze się świat nie
zazielenił, ale już las ćwierka nad głowami a w poszyciu pojawiają się pierwsze
kwiaty – lepiężniki i żywiec gruczołowaty. Tuż za ostatnimi zabudowaniami w
dolince – przywiędłe już pierwsze krokusy. Znak, że tam wyżej na polanach
jeszcze będą.
Droga wznosi się łagodnie przez las, ponad
doliny. Idziemy trawersem a słońce przyjemnie głaszcze nos. Pierwszy dzień w
krótkim rękawku tego roku. Na skrzyżowaniu dróg na grzbieciku dochodzącym od
północy do dawnej Hali Rzyckiej krótki przystanek a zaraz potem podchodzimy na
główny grzbiet, którym biegnie MSB i kierujemy się na Leskowiec, gdzie
zamierzamy dziś rozbić obóz na szczycie. Po obu stronach drogi przepiękne,
stare buczyny, poskręcane i nadgryzione zębem czasu a wśród nich mały ewenement
– kosodrzewiny przeniesione spod Diablaka, które przyjęły się na tutejszych
glebach i wyrosły wysoko. Ciepłe światło późnego popołudnia maluje las i
okoliczne wzgórza a z Gronia Jana Pawła II słychać odgłosy mszy.
Docieramy na szczyt spacerkiem. Nie będziemy
tu dziś sami, jak się okazuje, bo na pomysł biwaku wpadła również dwójka z
Tarnowskich Gór – Patrycja i Damian. Wspólnie robimy zapasy drewna na wieczorne
ognisko, rozbijamy namioty i szybko łapiemy za aparaty, bo dzień chyli głowę ku
końcowi w przepięknych barwach i nie wiadomo, na którą stronę polany szczytowej
pędzić najpierw – ku pastelowo oświetlonej Babiej, Wyspowemu i ledwo widocznym
ząbkom Tatr (Lodowe, Łomnica, Durny, Błyszcz, Starorobociański, Bystra,
Kamienista), czy ku Beskidowi Śląskiemu zatopionemu w złocie zachodzącego nad
nim słońca… Udaje się jakoś uchwycić to piękno i po zakończonym spektaklu, gdy
odchodzą ostatni turyści, rozpalamy ognisko a wiatr, który zrywa się na wieczór
wędzi nam kiełbaski.
Wieczór spędzony na rozmowach w miłej
atmosferze. Noc zimna, wiatr wdziera się do namiotu (lichego, ale dał radę) a
poranek niedzielny zaczyna się o 6:00, kiedy budzik stawia nas na równe nogi a
nad górami wschodzi wśród ostatnich mgieł słońce.
Śniadanie w wiacie, która trochę osłania od
uporczywego wiatru. Kawa rozgrzewa a wznoszące się coraz wyżej słoneczko
zaczyna miło przygrzewać. Przechodzi samotny turysta z plecakiem – gdybym wiedział,
że taka miejscówa tu jest, to bym nie spał w schronisku… - mówi. No,
niewątpliwie miejscówa zacna jest i można spać też w wiacie na ławach. Na razie
robi za kuchnię polową. Jeszcze chwila porannego lenistwa i zwijamy namiocik.
7:40 opuszczamy cichą i spokojną jeszcze polanę na Leskowcu i w dół, przez las,
na „pałę” schodzimy na Polanę Semikową na szlaku z Targoszowa.
Są! Maleńkie, fioletowe główki rozsiane
rzadko na polanie, na torfowisku zrytym przez dziki (ślady), są też
przebiśniegi… Chwila na radochę i ostrożne fotografowanie. Coraz tu mniej
krokusów, z roku na rok, niestety… Smutno też patrzy się na brzozowe zagajniki
połamane przez hulające tu wiatry. Jest ich ogrom, młode brzózki przygięte do
ziemi, po jednej z nich przeskakuje wesoły rudzik, najbardziej kolorowy z
całego krajobrazu. Chwila odpoczynku i pomaleńku ruszamy szlakiem do schroniska
na Leskowcu. Po drodze czosnek niedźwiedzi i coraz wyżej wznoszące się poranne
słońce.
Jeszcze tu względna cisza i spokój, jeszcze
tu wcześnie i nie dotarły niedzielne tłumy turystów. Przysiadamy na piwku i
choć ciepło i słonecznie, wiatr wdziera się zdradliwie za kołnierz. Odpoczywamy
i w momencie gdy zaczyna się złazić tabun z dolin, następuje ewakuacja. Kolejny
plan na dziś i miejsce do odwiedzenia to tzw. Jaśkowa Arka znajdująca się
niedaleko szczytu Królewizna przy żółtym szlaku prowadzącym z Leskowca do
Czartaka. Arka to dawna pustelnia człowieka, który mieszkał tam 20 lat,
zbudował sobie ten skromny i spartański
dom z fragmentów blachy i drewna. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj
Przysiadamy przy Arce, całkowicie poza
szlakiem, dookoła wiosna i motyle – cytrynki, pawiki rusałki i czarne żałobniki
odbywają swoje godowe tańce. A my gotujemy sobie na palniku grochówkę z kiełbaską,
wypijamy po piwku i po chwili chilloutu zaczynamy zejście nudnym, szczerze
powiedziawszy szlakiem na Czartak. Las jeszcze nie nabrał kolorów, przez
prześwity w dali widać częściowo zalany zbiornik w Świnnej Porębie (Jezioro
Mucharskie). Teraz już tylko na dół. Łapiemy busa (na szczęście), potem
pociągiem powrót do Bielska-Białej. Wszystkie ciuchy nadają się do prania,
przesiąknięte zapachem dymu z ogniska, tak że sezon biwakowo-bacówkowy w pełni
uważam za otwarty.
A tydzień później na Leskowcu spadł śnieg…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz