sobota, 1 kwietnia 2017

Otwarcie sezonu – Leskowiec i krokusy
1 - 2 kwietnia


  Wiosna, wiosna… Jak na jej powitanie przystało, ładujemy namiot na plecy i wyruszamy z Darkiem szukać krokusów w Beskidzie Małym. Pogoda rozpieszcza po raz pierwszy od wielu, wielu dni, dlatego biwak na świeżym powietrzu z przepięknymi widokami jest sprawą oczywistą.


  Wyruszamy po południu w sobotę (cóż, praca…) do Rzyk Jagódek i stamtąd bezszlakowo doliną Klimaski. Jeszcze się świat nie zazielenił, ale już las ćwierka nad głowami a w poszyciu pojawiają się pierwsze kwiaty – lepiężniki i żywiec gruczołowaty. Tuż za ostatnimi zabudowaniami w dolince – przywiędłe już pierwsze krokusy. Znak, że tam wyżej na polanach jeszcze będą.
  Droga wznosi się łagodnie przez las, ponad doliny. Idziemy trawersem a słońce przyjemnie głaszcze nos. Pierwszy dzień w krótkim rękawku tego roku. Na skrzyżowaniu dróg na grzbieciku dochodzącym od północy do dawnej Hali Rzyckiej krótki przystanek a zaraz potem podchodzimy na główny grzbiet, którym biegnie MSB i kierujemy się na Leskowiec, gdzie zamierzamy dziś rozbić obóz na szczycie. Po obu stronach drogi przepiękne, stare buczyny, poskręcane i nadgryzione zębem czasu a wśród nich mały ewenement – kosodrzewiny przeniesione spod Diablaka, które przyjęły się na tutejszych glebach i wyrosły wysoko. Ciepłe światło późnego popołudnia maluje las i okoliczne wzgórza a z Gronia Jana Pawła II słychać odgłosy mszy.
  Docieramy na szczyt spacerkiem. Nie będziemy tu dziś sami, jak się okazuje, bo na pomysł biwaku wpadła również dwójka z Tarnowskich Gór – Patrycja i Damian. Wspólnie robimy zapasy drewna na wieczorne ognisko, rozbijamy namioty i szybko łapiemy za aparaty, bo dzień chyli głowę ku końcowi w przepięknych barwach i nie wiadomo, na którą stronę polany szczytowej pędzić najpierw – ku pastelowo oświetlonej Babiej, Wyspowemu i ledwo widocznym ząbkom Tatr (Lodowe, Łomnica, Durny, Błyszcz, Starorobociański, Bystra, Kamienista), czy ku Beskidowi Śląskiemu zatopionemu w złocie zachodzącego nad nim słońca… Udaje się jakoś uchwycić to piękno i po zakończonym spektaklu, gdy odchodzą ostatni turyści, rozpalamy ognisko a wiatr, który zrywa się na wieczór wędzi nam kiełbaski.





  Wieczór spędzony na rozmowach w miłej atmosferze. Noc zimna, wiatr wdziera się do namiotu (lichego, ale dał radę) a poranek niedzielny zaczyna się o 6:00, kiedy budzik stawia nas na równe nogi a nad górami wschodzi wśród ostatnich mgieł słońce.


  Śniadanie w wiacie, która trochę osłania od uporczywego wiatru. Kawa rozgrzewa a wznoszące się coraz wyżej słoneczko zaczyna miło przygrzewać. Przechodzi samotny turysta z plecakiem – gdybym wiedział, że taka miejscówa tu jest, to bym nie spał w schronisku… - mówi. No, niewątpliwie miejscówa zacna jest i można spać też w wiacie na ławach. Na razie robi za kuchnię polową. Jeszcze chwila porannego lenistwa i zwijamy namiocik. 7:40 opuszczamy cichą i spokojną jeszcze polanę na Leskowcu i w dół, przez las, na „pałę” schodzimy na Polanę Semikową na szlaku z Targoszowa.
  Są! Maleńkie, fioletowe główki rozsiane rzadko na polanie, na torfowisku zrytym przez dziki (ślady), są też przebiśniegi… Chwila na radochę i ostrożne fotografowanie. Coraz tu mniej krokusów, z roku na rok, niestety… Smutno też patrzy się na brzozowe zagajniki połamane przez hulające tu wiatry. Jest ich ogrom, młode brzózki przygięte do ziemi, po jednej z nich przeskakuje wesoły rudzik, najbardziej kolorowy z całego krajobrazu. Chwila odpoczynku i pomaleńku ruszamy szlakiem do schroniska na Leskowcu. Po drodze czosnek niedźwiedzi i coraz wyżej wznoszące się poranne słońce.





  Jeszcze tu względna cisza i spokój, jeszcze tu wcześnie i nie dotarły niedzielne tłumy turystów. Przysiadamy na piwku i choć ciepło i słonecznie, wiatr wdziera się zdradliwie za kołnierz. Odpoczywamy i w momencie gdy zaczyna się złazić tabun z dolin, następuje ewakuacja. Kolejny plan na dziś i miejsce do odwiedzenia to tzw. Jaśkowa Arka znajdująca się niedaleko szczytu Królewizna przy żółtym szlaku prowadzącym z Leskowca do Czartaka. Arka to dawna pustelnia człowieka, który mieszkał tam 20 lat, zbudował  sobie ten skromny i spartański dom z fragmentów blachy i drewna. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj






  Przysiadamy przy Arce, całkowicie poza szlakiem, dookoła wiosna i motyle – cytrynki, pawiki rusałki i czarne żałobniki odbywają swoje godowe tańce. A my gotujemy sobie na palniku grochówkę z kiełbaską, wypijamy po piwku i po chwili chilloutu zaczynamy zejście nudnym, szczerze powiedziawszy szlakiem na Czartak. Las jeszcze nie nabrał kolorów, przez prześwity w dali widać częściowo zalany zbiornik w Świnnej Porębie (Jezioro Mucharskie). Teraz już tylko na dół. Łapiemy busa (na szczęście), potem pociągiem powrót do Bielska-Białej. Wszystkie ciuchy nadają się do prania, przesiąknięte zapachem dymu z ogniska, tak że sezon biwakowo-bacówkowy w pełni uważam za otwarty.

  A tydzień później na Leskowcu spadł śnieg…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz