niedziela, 14 października 2018

Płoną góry, płoną lasy...
13 października

Październik tego roku nas rozpieszcza. Nastała długo wyczekiwana przez wszystkich złota polska jesień, dlatego warto wykorzystać każdą wolną chwilę i ruszyć na szlak. 

Sobota zaczyna się wspólną kawą i papieroskiem z naszym przyjacielem Mirkiem. Zaraz potem wsiadamy w samochód i ruszamy do Mikuszowic Krakowskich, skąd startujemy na nieznany mi dotąd szlak czerwony prowadzący na Magurkę Wilkowicką. Zacisznymi uliczkami Mikuszowic podążamy w stronę lasu. Czerwienią się jabłka w sadach i winorośle oplatające płoty, senność poranka sprawia, że nawet burkom na podwórkach nie chce się nas obszczekiwać. Ładnie sobie tu ludzie żyją, w domach na wzgórzu, z widokiem na góry i całe miasto w dole… Jeszcze chwila i milknie poszum dróg, bo wkraczamy w las pod Łysą Górą. Srebrzą się krople rosy w trawach a my zaczynamy podejście.






Jesień dojrzała i prawdziwa. Na ścieżce coraz więcej strąconych wiatrem liści i kopczyki żołędzi chrupiących pod butami. Przez korony drzew i palisady pni przesączają się promienie porannego słońca. Im wyżej się wznosi, tym bardziej rozświetla się las i kolory liści. Żółte klony, złote buki, rdzawe dęby, niezmiennie zielone iglaki, wyblakłe trawy i paprocie. Jest pięknie i cicho. Nieliczni turyści i rozmyte w słonecznym pyle panoramy…




Mijamy szczyt Łysej Góry i schodzimy na Łysą Przełęcz. Kiedyś były stąd piękne widoki na Beskid Śląski, niestety obecnie stoi tam posiadłość ogrodzona płotem i dla pewności zasiekami z berberysów, przez co cała panorama staje się niemożliwą do podziwiania. Przysiadamy na prowizorycznej ławeczce i delektujemy się spokojem, słońcem i piwkiem.



Po chwili przerwy ruszamy w dalszą drogę. Cieszę się, że wybraliśmy opcję czerwonego szlaku, bo ruch na nim znikomy a jest to chyba najłatwiejsza wersja podejścia na Magurkę, co dla nas wszystkich z jakąś kontuzją wypada optymalnie, zresztą jest bardzo ładny. Słońce operuje mocno i wydobywa z zakamarków lasu całą jesienną feerię barw i blasków. Jest bajecznie. Jesień tego roku jest magiczna…








Nieopodal Sokołówki naszym oczom ukazuje się panorama Bielska-Białej w dolinie oraz płonące rudością stoki Trawersujemy zbocza Magurki w cieniu. Po jakiejś godzinie wchodzimy na słoneczny punkt widokowy okolicznych szczytów.



Stąd jeszcze 20 minut do Magurki. Niestety tu krzyżują się szlaki i zrobili się ludzie… Podsłuchane mimochodem rozmowy utwierdzają mnie w przekonaniu, że w narodzie wciąż pokutuje przeświadczenie, że kolor szlaku oznacza jego trudność. Oraz dowiaduję się, że pod oglądanym z panoramy Żarem leży Bielsko-Biała. No cóż…


Północne stoki Magurki są przepiękne. Zarośnięte połaciami borowin i złotymi laskami brzozowymi.




Docieramy pod schronisko na Magurce i natychmiast chcę stąd wiać ile dusza pary dała. Tabuny ludzi, rozwrzeszczane dzieciaki, no ale czego można się było spodziewać w piękną jesienną sobotę, tym bardziej, że można tu wyjechać samochodem (niestety). Ewakuujemy się do pobliskiego bufetu, gdzie ruch zdecydowanie mniejszy i jest przynajmniej cicho. Piwko kosztuje tylko 3,50! W towarzystwie kwoki z pisklakami, motyla w jesiennych barwach i rozleniwionego ciepłem kota spędzamy chwilę wygrzewając gnaty na słońcu, po czym wychodzimy w dalszą trasę. Znów trzeba się przewalić przez schronisko, ale tylko na moment.









Płoną lasy, płoną góry barwami jesieni a nad głową bezchmurne błękitne niebo. Idealny kontrast dla tych wszystkich rozkrzyczanych kolorami drzew…





Wchodzimy na czarny szlak prowadzący do Wilkowic. Jakąś minutę od rozstaju znajduje się jaskinia Wietrzna Dziura (Smocza Jama). Darek postanawia się do niej wcisnąć. Po kilku minutach wyłazi upier***y jak nieboskie stworzenie. A ja nic tylko kurde piorę!





Schodzimy w stronę Wilkowic, szlakiem Harnasia Rogacza (czarnym). Po drodze niemrawe widoki na Kotlinę Żywiecką z Jeziorem Żywieckim majaczącym na jej dnie… I te szalone drzewa dookoła osadzone na czarnych od słońca pniach sprawiają, że w oczach się mieni a w duszę wlewa się jakiś wewnętrzny spokój…







Po godzinie docieramy na Skałę Czarownic. Jest tu ławeczka i palenisko. Nadszedł czas obiadu, bo nie ma to jak obiad w lesie… Kilka suchych patyków i już się smaży kiełbaska do hot-dogów „po beskidzku”…


Ostatnie piwko i w drogę. Bukowy las jest całkowicie złoty a pod nogami szeleszczą liście. Schodzimy do Wilkowic Górnych, gdzie udaje nam się zdążyć na ostatni PKS. Żegnamy się z Mirkiem, który wysiada wcześniej, by dotrzeć do pozostawionego pod Dworkiem samochodu i tak się kończy nasz piękny, kolorowy i słoneczny dzień na szlaku. Ze wszystkimi barwami jesieni w oczach.

Link do filmiku z trasy:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz